Poradnia psychologiczna

Psycholodzy online mogą dopomóc w decyzji o podjęciu terapii. Nasza poradnia psychologiczna proponuje pomoc wszystkim osobom pełnoletnim, także spoza Białegostoku. Jeśli macie Państwo wątpliwości czy powinny skorzystać z pomocy psychoterapeutycznej, szukacie pierwszego kontaktu ze specjalistą lub nie wiecie jak można pomóc sobie lub bliskim – zapraszamy do kontaktu.

Forma listu sprzyja pierwszemu kontaktowi z psychologiem lub terapeutą, pozwala otworzyć lub nazwać problem, często jest w stanie zaspokoić potrzebę konsultacji i psychoedukacji piszących. Osoby potrzebujące zaawansowanej pomocy chcemy ukierunkować i wskazać, jakie formy pomocy oferuje Białystok.

Jednocześnie pragniemy podkreślić, że nie prowadzimy psychoterapii przez internet. Jesteśmy przekonani, że skuteczna terapia, która prowadzi do trwałych zmian zachowań i postaw pacjentów, możliwa jest w trakcie tradycyjnego, osobistego kontaktu w gabinecie.

Nasza poradnia psychologiczna nie stawia diagnoz ani nie udziela wskazań, które mogą zmieniać trwające terapie piszących. Informacje uzyskane w naszej placówce nie mogą zastąpić osobistego kontaktu z terapeutą prowadzącym bieżącą terapię i w żaden sposób nie uprawniają do samodzielnych zmian w tej terapii.

Zasady funkcjonowania:

  • Porady on-line udzielamy osobom pełnoletnim.
  • Udzielane porady są bezpłatne.
  • Na listy odpowiadamy w przeciągu kilku dni.
  • Ponieważ poradnia ma charakter konsultacyjny i psychoedukacyjny a nie terapeutyczny, w większości przypadków udzielamy odpowiedzi jednorazowych.
  • Listy prosimy wysyłać poprzez formularz w zakładce kontakt. Są one rozdysponowane do terapeutów przez kierownika zespołu w sposób losowy, chyba że nadawca życzy sobie, aby jego list został przesłany do wybranego terapeuty.
  • Jeśli życzą sobie Państwo informacji o poradniach psychologicznych lub innych placówkach w Białymstoku, prosimy o zaznaczenie tego w mailu.
  • Wszelkie informacje o danych personalnych przesłane do naszej poradni psychologicznej są chronione tajemnicą zawodową.

Zastrzegamy sobie prawo do publikacji pytania i odpowiedzi na naszej stronie www. W celu zachowania anonimowości w internecie warto używać podpisu imieniem lub inicjałem.

Pytania o siebie

Mam 27 lat. Od stycznia do października 2012 byłam na lekach przeciwdepresyjnych i uspokajających w związku ze śmiercią mojego narzeczonego (zmarł na raka), uczestniczyłam też w terapii. Nie wiem, co mi jest, wiem tylko, że sobie nie radzę… Miewam obsesyjne myśli, które dotyczą tego, że chcę się pokaleczyć, albo coś zniszczyć. Albo umrzeć, po prostu zniknąć. Bardzo często zdarzają mi się napady silnego lęku, prawie paniki, podczas których zaczynam się dusić, łomocze mi serce, pocą się ręce, trzęsie się całe ciało – czuję wtedy, że za moment zwariuję albo umrę, mam ochotę krzyczeć, czasami biorę coś ostrego i nacinam sobie ręce albo nogi, chcąc, żeby ten psychiczny ból odszedł. Pomaga na chwilę, a potem wraca. Miewam napady płaczu, podczas których też czuję narastającą panikę. Najgorsze jest to, że nie umiem tego nijak opanować. Mam trudności w kontaktach z ludźmi, ciągle czuję się oceniana…Proszę o pomoc…

Objawy, które Pani opisuje jednoznacznie wskazują na to, że potrzebuje Pani pomocy, i to jak najszybciej. Przeżyła Pani bardzo trudną sytuację w życiu, to dobrze, że sięgnęła Pani wtedy po leki i terapię, ale to z czego Pani wtedy korzystała miało pomóc doraźnie – na tamtą trudną sytuację. Teraz minęło trochę czasu i teraz możliwa jest psychoterapia lęku, bo ta żałoba mogła otworzyć w Pani wiele obszarów, z którymi trudno jest Pani sobie samej poradzić. Wcześniej pracowała Pani nad żałobą i nad przeżyciem straty. Teraz miałaby Pani rozpocząć psychoterapię, by zająć się sobą i swoim życiem, by móc dalej dobrze żyć, by móc w ogóle żyć. Potrzebuje Pani pomocy terapeutycznej, dlatego, zachęcam, by jak najszybciej umówiła się Pani na spotkanie konsultacyjne z terapeutą w możliwym miejscu – są bezpłatne poradnie np. na Kujawskiej, czy Leszczynowej w Białymstoku, są miejsca prywatne – jest duży wybór.

Pani stan sam się nie zmieni, a będzie sie tylko pogłębiał, dlatego warto, by sięgnęła Pani po pomoc jak najszybciej, tym bardziej, że ma Pani już za sobą takie doświadczenie i wie już Pani, że psychoterapia działa i pomaga.

Pozdrawiam
psychoterapeuta Katarzyna Dallemura-Grześ

Jestem studentką pierwszego roku filologii romańskiej. Dostając się na studia, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że prawdopodobnie nie jest on najlepszym wyborem. Nie odnajduję się w języku francuskim. Moja ambicja zjada mnie od środka. Nie potrafię poradzić sobie ze świadomością bycia jedną z gorszych osób na roku. Nauka tego języka od podstaw można kolokwialnie powiedzieć dołuje mnie. Męczę, się, ale z drugiej strony boję się konsekwencji porzucenia studiów. Będę musiała radzić sobie ze wszystkimi spojrzeniami, z reakcją rodziców i rodzeństwa, którzy mnie wspierają i szukają wyjścia z sytuacji. Nie mogę uczyć się do sesji, bo jestem przytłoczona czarnymi myślami. Nie mogę się skoncentrować, po części nie chce. Czy rzucenie studiów i poszukanie innego kierunku odciążyłoby mnie psychicznie? Muszę dodać, że jestem chorobliwie zakompleksiona i nieśmiała, kontakty z nowymi ludźmi mnie przerażają. Dlatego tym bardziej jest to dla mnie trudne.

Wybór studiów nie jest prostym zadaniem, czasami wydaje nam się, że coś lubimy, że to powinno być to co chcemy robić a okazuje się, że sprawia wiele trudności. Pytanie jest czy Pani kocha język francuski i mimo trudności chce go zgłębić. Wtedy warto pokonywać trudności uczyć się w swoim tempie nie zwracać zbyt dużej uwagi na te osoby, które potrafią więcej. Raczej je traktować w ten sposób, że skoro one się nauczyły to i ja, jak będę się przykładać mogę to zrobić. Moim zdaniem jeśli Pani nie widzi w sobie zdolności językowych i nie pasjonuje Panią ten język warto rozważyć znalezienie sobie innego kierunku, w którym Pani odnajdzie siebie. Nie patrzyłabym wtedy na to jak na porażkę, ale jak na dojrzałe poszukiwanie swojego miejsca w życiu. Jak czegoś nie spróbujemy to do końca nie wiemy, czy to jest dla nas. Nie warto uciekać a lepiej mierzyć się z trudnościami. Ale to tylko Pani wie, czy romanistyka Panią pociąga.

Kontakt z Państwem to moje postanowienie noworoczne. W listopadzie dowiedziałam się, że mój mąż mnie zdradza, po czym odszedł do tej kobiety. Mamy wspólnie dziecko, córeczkę, o którą staraliśmy się przez kilka lat. 10 lat byliśmy dobranym małżeństwem, później pojawiła się długo oczekiwana Amelia i nagle tatuś odszedł. Ja…nie wiedziałam, ze organizm ludzki jest w stanie wyprodukować taka ilość łez. W środku mnie rozrywa, gdy pomyślę o tym. Nigdy nie myślałam czym jest zdrada małżeńska. Czuje niemoc, ogromny strach.

Nie umiem się odnaleźć w tej rzeczywistości. Są dni kiedy jest dobrze ale zaraz po tym przychodzi znów ten okres, gdy zamykam się w domu, nie odbieram telefonów, nie rozmawiam z nikim. Brakuje mi cierpliwości, brakuje mi optymizmu, który miałam w sobie. Coś umarło. Nie śpię, mam problemy z jedzeniem, często mam myśli samobójcze, bo po co żyć na tym pełnym wstrętnych ludzi świecie???? Gdzie jest sprawiedliwość. Dlaczego Oni są tacy szczęśliwi budując swój związek na moich łzach. Dlaczego mnie zostawił, skoro nic nawet nie wskazywało na to….pytań mam tysiące, ale nie potrafię znaleźć na nie odpowiedzi.

Budzę się i już myślę o Nich, zasypiam tak samo, cały dzień siedzą w mojej głowie jakby się tam na stale wprowadzili. A ja nie umiem sobie z tym poradzić. Jestem zmęczona swoim stanem. Na początku brałam prozac, ale o mały włos skończyło się to próbą samobójczą… Mam dziecko, ukochane, urocze, cudowne, wyjątkowe, ale brakuje mi wiary i sił, aby przeć z Nią do przodu. Wolę siedzieć i wiecznie płakać, wolę się zadręczać pytaniami i śledzić, co robią. Zabija mnie ich szczęście. Nie mam siły…..

Dobrze, że przychodzi taki czas jak Nowy Rok i że można pomyśleć o tym, żeby coś zacząć zmieniać. Dobrze, że zrobiła Pani pierwszy krok do zmiany pisząc list. Wynika z niego, że bardzo potrzebuje Pani pomocy, że najprawdopodobniej, to co się z Panią dzieje przypomina objawy depresji. A to oznacza, że samo nic nie minie, że będzie tylko jeszcze gorzej, że objawy będą się nasilały. Na szczęście jest możliwość zmiany i to Pani może coś zmienić – poprzez sięgnięcie po pomoc.

W Pani życiu ponad rok temu zaszła ważna zmiana, zmiana, która jak czytam zburzyła Pani fundamenty, zniszczyła Pani plany i marzenia. Po tak ważnej stracie, jaką jest zdrada małżeńska, przychodzi czas żałoby, w której jest miejsce na rozpacz, żal, smutek, złość, bezradność i wreszcie na akceptację tej straty i życie dalej. I na tym właśnie polega problem, że Pani gdzieś się w tej żałobie zatrzymała, że nie może Pani przejść dalej do swego życia i nie może Pani zobaczyć, ile pięknych i ciekawych chwil jeszcze przed Panią.

Dlatego uważam, że potrzebuje Pani pomocy terapeutycznej, by przywrócić siebie do życia. Z pomocą psychologa czy psychoterapeuty przejdzie Pani dalej, by przekonać się, co jest za tym zakrętem. Myślę, że ważna jest także córka, która najpierw mogła zobaczyć jak w naturalny sposób kobieta może przeżywać i wyrażać smutek czy złość, a potem, jak podnosi się do dalszego życia. To dobra lekcja dla Pani córki, czeka tylko na ciąg dalszy.

Zachęcam do konsultacji terapeutycznej, by mogła się Pani przekonać, że warto zrobić kolejny krok do zmiany.
Pozdrawiam
psychoterapeuta Katarzyna Dallemura-Grześ.

Pytania o związki

Mam 28 lat i jestem szczęśliwą mamą ośmiomiesięcznej córeczki. Piszę do Was ponieważ nie wiem co dalej zrobić ze swoim życiem. 4 lata temu rozwiodłam się, po krótkim małżeństwie wraz z narzeczeństwem. Zarówno przyjęcie oświadczyn jak i szybkie małżeństwo skończyło się fiaskiem. Poszliśmy każde w swoją stronę. 2 lata temu poznałam człowieka, z którym super się rozmawiało, spędzało czas. Po paru rozmowach wyszło na jaw iż jest w trakcie rozwodu, ma dziecko malutkie bo wtedy roczne, no i że chce na nowo ułożyć sobie życie. Weszłam w tą relację mimo, iż zawsze przysięgałam sobie iż nie wejdę w związek z rozwodnikiem z dzieckiem. Ja miałam tylko ślub cywilny, no i byłam już po rozwodzie natomiast on cały czas był w trakcie rozwodu, podejrzewam że z powodu dziecka.

Ale do czego zmierzam…no więc spotykaliśmy się, w międzyczasie przechodziłam różniste badania w sprawie niepłodności najpierw badania ogólne hormonalne, laparoskopie -wszystko to miało na celu zrobić w przyszłości ze mną mamę , coś o czym tak bardzo marzyłam. Mój partner wspierał mnie w leczeniu, odwiedzał w szpitalu, był przy mnie, czułam że mam wsparcie. Jednakże mój partner unikał zabierania mnie do swoje rodziny, a odwiedziny u dziecka odbywały się u jego mamy bez mojej obecności. No więc ja też tak bardzo pragnęłam dziecka, chciałam bardzo je mieć, wiedziałam że on ma ze swoją żoną z którą się rozwodzi dziecko no i ja marzyłam żeby być dla niego ważniejszą, jednocześnie chciałam ziścić swoje marzenie o dziecku. Kochaliśmy się bez zabezpieczenia, mój partner cały czas utrzymywał, że chce ze mną mieć dziecko, natomiast…no i właśnie… kiedy okazało się ze na teście są dwie kreseczki, ja nie mogłam uwierzyć bardzo się cieszyłam, chciałam jak najszybciej powiedzieć o tym mojemu partnerowi, a on…nigdy tego nie zapomnę, zrobił się blady i bąkał coś pod nosem.

Nie rozumiałam tego, dlaczego on się tak zachowuje. Widziałam że go zaczęłam irytować, bardzo źle przechodziłam ciąże, wymiotowałam, traciłam przytomność a on mi mówił że ciąża to nie choroba, że to że tamto, że mam nie udawać. Koszmar. Po kolejnej kłótni, pewnego dnia przyjechał do mnie (mieszkaliśmy razem, ale w momencie kiedy się obrażał, albo pogniewał, albo ja się zezłościłam i kazałam mu iść do siebie wracał do siebie), żałuję iż tego nie nagrałam na dyktafon, pamiętam to jakby było wczoraj, kazał mi usunąć dziecko, niby ze on jest nie gotowy, że jeszcze nie teraz, ze trwa rozprawa, ze on może mieć kłopoty – koszmar normalnie myślał tylko o sobie. Ja…ja bardzo chciałam mieć dziecko, proszę zrozumieć dla mnie to był cud, mój maleńki cud.. kazałam mu się wynosić, powiedziałam że prędzej go usunę ze swojego życia niż to dziecko. No i na 2 tygodnie znowu cisza, radziłam sobie jakoś sama, mimo iż dławiła mnie rozpacz, że zostanę sama, jakiś strach. On jednak wrócił znowu, zaczął mnie przepraszać, że nie wiedział co mówi, że bardzo nas kocha,, ze spanikował. Ze względu na dziecko, postanowiłam dać mu szansę. Mam wrażenie że będąc ze mną wtedy on się poświęcał i bał się że jego związek ze mną w trakcie trwania jego rozpraw rozwodowych, źle wpłynie na jego wyrok., gdyby ktokolwiek się dowiedział. W styczniu 2012 r wchodząc na swoją pocztę, zwróciłam uwagę iż jego jest otwarta, weszłam i mało…eh co ja wtedy przeżyłam… on pisał z jedna kobietą której pisał że nigdy się nie ożeni drugi raz, jaki to jest biedny i w ogóle , a jaka ona wspaniała, że podróżuje że to że tamto. Wysyłali sobie zdjęcia…pisał do niej iż zawsze mu się podobała i takie tam. Byłam z nim w ciąży, to było straszne, mało nie poroniłam ze stresu. Niedawna wiadomość brzmiała iż: ona ma coś wymyśleć swojemu mężowi, że on tak robi i ”łyknie to jak młody pelikan”.

Poczułam się oszukana, brudna, nic nie znaczyłam dla niego, zastanawiałam się co jest przecież jestem atrakcyjna, uprawiamy mimo ciąży seks , no więc o co chodzi? wrócił z pracy zadałam mu to pytanie, a on najpierw się zapierał, a potem wymyślił bajkę iż te 2 maile ostatnie pisał jego kolega sobie z nią, i że on mu dał z jego konta to pisać,. Powiem szczerze, że nie uwierzyłam mu, powstał we mnie niesmak, znowu tym razem ja mu kazałam się wynieść. Cały czas potem w ciąży myślałam o tym, że on mnie robi w ”jajo’” siedziało to we mnie, dręczyłam się tym iż nie zabiera mnie na spotkania z synem, że nie poznałam jego brata, szwagierki, siostrzenic. Jego matka na mój widok chwyciła się za głowę i powiedziała: aleś se synek narobił, powiedział jej dopiero o mojej ciąży jak byłam w 6 miesiącu i było już widać. Dwukrotnie trafiłam w ciąży z skurczami przedwczesnymi, ja się cieszyłam z ciąży ale on mi ta całą radość zabierał. Myślałam ze będę się cieszyła z partnerem z dziecka, że będzie inaczej, chyba naoglądałam się bajek jednak. On oczywiście woził mnie w czasie ciąży na badania, ale nigdy nie wchodził ze mną do lekarza bojąc się ze ktoś go śledzi….było mi przykro bo przed gabinetem czekały mamy no i ojcowie, a ja byłam sama. Wiem, ktoś sobie pomyśli masz , co chciałaś, nie powinno się zadawać z mężczyznami którzy są prawie rozwodnikami. Ale ja mu zaufałam, ja faktycznie myślałam ze jego żona jest be a on cacy. Na rozprawie ktoś uprzejmie doniósł jego byłej zonie że , mój partner ma kobietę, która spodziewa się jego dziecka. I co mój partner wtedy zrobił? wyparł się, wyparł się nas powiedział że to nieprawda, bo bał się rozwodu z jego winy, czy to w porządku? ja mu tyle razy wybaczałam…znowu mu wybaczyłam, znowu dla dobra dziecka.

Mała urodziła się, oczywiście po cesarskim cięciu i po powrocie do domu robiłam przy niej wszystko, a mój partner wziął sobie tylko dzień wolnego, bo dziecka nie uznał , bo dalej się bał że jego żona się dowie. i tak moje dziecko ma 8 miesięcy, w ! akcie urodzenia widnieje :ojciec dziecka nieznany. Ja nie upierałam się przy tym żeby on uznał dziecko, bo widzę jakie są nasze relacje, wiem ze się zawiodłam na nim, a nie chce w przyszłości, żeby człowiek który mojej córki nie chciał, mógł się z nią widywać. Owszem on dla niej jest troskliwy itp. widać że ja kocha, ale ja się nim brzydzę normalnie brzydzę się a zarazem dalej udaje i wybaczam mu wszystko, W końcu dostał rozwód z winy obydwojga, po 3 latach batalii w sadzie, widuje się z synem. Ja dopiero w momencie urodzenia córki, poznałam jego brata, szwagierkę i ich dzieci. Teraz mój partner sprzedaje tamto mieszkanie, które zajmował z byłą żoną, nie musi się nim dzielić, bo matka zapisała mu je przed ślubem, no i chce kupić nowe mieszkanie, ale w miejscowości , gdzie ja nie chce. Nie interesują go argumenty typu, mam pomoc przy dziecku, będę musiała płacić za bilet i wiele innych. On patrzy tylko na siebie. I znowu go tu nie ma, ponieważ wczoraj powiedziałam mu ze ja się nie wyprowadzę ode mnie i nie wprowadzę się do niego, ze decyzje odnośnie mieszkania podejmuje się razem. A on mi daje odczuć ze skoro ma pieniądze to on stawia warunki. Zostawił mi 300zł i napisał smsa że daje mi 300zł alimentów na dziecko, ze nigdy nie zrezygnuje ani ze swojego syna ani z mojej córki, no i że odchodzi…ja mu odpisałam, ze te 300zł to chyba na czynsz, bo nic się nie dokładał przez cały miesiąc na życie. Mi się zdaje ze będzie potrzebować podkładkę do sadu stad sms. Ja nie wiem co robić, bo się szarpiemy albo ja mu każe się wyprowadzać, widząc jego podejście do mnie, albo on pisze ze to koniec. Dzisiaj znowu napisał że : „odchodzi sam” po tym smsie.

Boję się, że on może mi odebrać dziecko, którego nie chciał, albo ze będę musiała godzić się na jego wizyty w moim domu na widzenia z dzieckiem, co prawda dziecko ma w rubryce ojca wpisał NN ale ja wiem ze on będzie się starał o ustalenie ojcostwa, no bo teraz już jest po rozwodzie i nic mu nie grozi. Mam na niego haka bo w tym sądzie zaprzeczył wtedy że ma kobietę w ciąży, ale czy sądu to będzie obchodzić/? ja strasznie się boję, kocham moją córeczkę ponad wszystko. Ten człowiek nie jest dobry, tzn. on się zmienia jak kameleon ja się obawiam ze jestem z nim tylko z powodu że boję się być sama, no i boję się że będę musiała się godzić na spotkania mojego dziecka z tym człowiekiem., od kilku tygodni nie uprawiamy seksu, on tłumaczył to zmęczeniem, kłótniami , ja tez po tym wszystkim co mnie trawi nie mam ochoty. Co ja mam zrobić/?mam słabość do niego, no przecież tyle razy mnie zranił, dzisiaj ktoś mi zadał pytanie: czym dla pani jest szczęście….a ja…ja nie potrafiłam odpowiedzieć. Czy moje życie tak właśnie ma wyglądać?.

Na początku warto, żeby Pani oddzieliła swoje potrzeby od potrzeb od swojej córki. W tym momencie wydaje się Pani, że to co jest dobre dla Pani jest też dobre dla Pani córki. Każde dziecko pragnie kochać i być kochane przez oboje rodziców. Relacja córki z ojcem jest bardzo ważna. Rozumiem, że Pani jest trudno wyobrazić sobie, że Pani partner ma przyjeżdżać do córki i przebywać w Pani domu. Może Pani chcieć, żeby odwiedziny odbywały się poza Pani domem. Pani partner może też dochodzić ojcostwa w sądzie. Uznanie dziecka przez ojca jest ważne i dla dziecka i dla Pani, bo wtedy ma Pani alimenty orzeczone przez sąd i mogą być zdecydowanie wyższe.

Rozumiem, że teraz jest Pani bardzo zła na swego partnera, gdyż rzeczywiście zachowuje się jak chłopczyk a nie jak dorosły mężczyzna. Może Pani zdecydować: czy chce zakończyć relację z partnerem czy też dać mu czas i sprawdzić jak dalej zachowuje się wobec Pani. Dziś wygląda to tak, że na złości chce Pani wykreślić go z życia córki, a tym niestety może Pani tylko skrzywdzić córkę. Moim zdaniem warto, aby Pani skorzystała z pomocy terapeuty, gdyż jest Pani w dużym zamieszaniu. To da Pani oparcie i pomoże otworzyć bardziej słoneczną drogę na przyszłość.

Pozdrawiamy

Mam poważny problem… Jesteśmy małżeństwem od ponad 3 lat, mamy córeczkę, ma 20 miesięcy. Moja rodzinna miejscowość jest oddalona o 300 km od miejsca pochodzenia (i naszego zamieszkania) męża. Mój mąż pracuje w kiepskiej firmie, mało zarabia, mimo to, nie chce nic zmieniać. Dostaje od mnóstwo propozycji żeby coś zmienić, ale nie tutaj gdzie mieszkamy, tylko w moich rodzinnych stronach. On jednak nie chce myśleć o przeprowadzce, ba ma mamusie i resztę rodziny tutaj i skazuje mnie i dziecko na życie w biedzie, w mieszkaniu o przerażających warunkach, z grzybem na ścianach i wc na klatce schodowej. Ja jestem osobą bardzo ambitną, mam sto planów na godzinę, chcę, aby moje dziecko miało w życiu dobrze. Ja mam możliwość rozwoju zawodowego (w tej chwili nie pracuje), robienia kursów, pracy w zawodzie, świetnego mieszkania w rodzinnych stronach.

Tutaj nie nam nic, nie mam wsparcia ani męża ani jego rodziny. Mój mąż robi wszystko,żeby uszczęśliwić swoją rodzinę, a nie nas. Wiem, że kocha nasze dziecko, mała za nim przepada, ale wygląda na to,że ja muszę poświęcić życie, plany i marzenia dla człowieka, który nie potrafi się obejść bez mamy… nie ma ambicji. Ja nie chce ratować tego małżeństwa. W moim rodzinnym mieście oboje będziemy mieli dobrą pracę, mieszkanie (ba nawet dom) i wiele wiele możliwości.

Jak mam postąpić, duszę się, non stop kłótnie i awantury tylko dlatego, że jesteśmy z dwóch innych światów. Nie chcę tak żyć,ale jednocześnie nie chce zabierać dziecka mężowi. Gdyby nie mała to już dawno bym odeszła. Wspomnę jeszcze, że mój mąż nie chce się wyprowadzić z tego zagrzybiałego mieszkania, bo to jakieś komunalne jego na jego brata, a brat wybudował sobie dom i nie chce jeszcze mieszkania stracić, nie ma mowy, żeby to na nas przepisał. Mam dość życia w tym miejscu, jak mam uciec….

Po przeczytaniu Pani listu poczułem ciężar wyboru jaki stoi przed Panią. Pisze Pani, że nie chce ratować już swojego związku. Trzy lata pokazały Pani, że różnicie się z mężem tak mocno, że nie uda się tego związku utrzymać. Jak rozumiem w tym czasie zobaczyła Pani swego męża w innym świetle, zależnego od rodziny, bez ambicji i aspiracji. Nie wiem za co wcześniej Pani go ceniła, jakie mieliście palny decydując się na dziecko. Takie decyzje podejmuje się mając wiarę w przyszłość, w partnera. Co się stało, że sytuacja tak się zmieniła? Z dzisiejszej perspektywy wszystko jest inaczej i tak jak Pani to opisuje, brzmi bardzo skomplikowanie i smutno. Ma Pani nie lada dylemat do rozstrzygnięcia: rozstanie i ogromne trudności z rozpoczęciem nowego życia, gdzie największe koszty poniesie Państwa córeczka albo pozostać i męczyć się dalej.

Jedyne do czego mogę namawiać Panią, to do szczerej rozmowy z mężem i wspólnym przemyśleniem waszej przyszłości. Życie w małżeństwie jest zawsze kompromisem. Pytanie jakie są jego granice dla Pani, jakie dla męża. Jest oczywiste, że będzie chciała Pani wrócić do pracy, rozwijać się, zmienić mieszkanie. Nie chce mi się wierzyć, że Pani mąż tego nie widzi. Być może ma inne plany, być może inaczej widzi Pani potrzeby. Z jakiegoś powodu ważne jest dla niego bycie z rodziną. A może to jego zwykły brak wiary, że w innym mieście, w nowej pracy nie da sobie rady? – mężczyźnie trudno jest wyrażać takie obawy, ale może przy wsparciu Pani, jest w stanie zaakceptować Pani plan.

Kluczową rolę ma komunikowanie swoich potrzeb i słuchanie siebie. Czasem sytuacja robi się tak zaogniona, że warto skorzystać z pomocy specjalisty. Stawką tu jest wasze bycie razem i dobro Waszego dziecka, dlatego zachęcam, aby wykorzystać wszelkie możliwe sposoby.

pozdrawiam
Jarosław Żukowski

Mam 51 lat mój mąż 53. Znamy się od 30-stu lat. Będąc studentami byliśmy parą- potem rozstaliśmy się na 27 lat, pozakładaliśmy własne rodziny, które niestety się rozsypały a teraz od roku jesteśmy małżeństwem. Mój mąż zmarł a jego porzuciła żona dla innego mężczyzny. Spotkaliśmy się po latach, było tak jakbyśmy nigdy się nie rozstawali. Pobraliśmy się, do czasu podziału majątku przeprowadziłam się do jego domu, który przed kilku laty zbudował ze swoją żoną dla swojej rodziny. Dzieci Nasze są dorosłe i każde z nich poszło już swoją drogą. Po jakimś czasie doszliśmy jednak do wniosku , że spłacimy jego b. żonę i zatrzymamy dom – dla dzieci , wnuków. Chcieliśmy stworzyć dom rodzinny aby każda z naszych czterech córek mogła zawsze tu wracać. Dzisiaj wiem, że była to zła decyzja, którą ze względu finansowych trudno zmienić. Rok temu kiedy wprowadziłam się do domu mojego męża, to równocześnie wprowadziłam się do jego sypialni. Śpimy nadal na jego łóżku małżeńskim. Korzystamy nadal z tych samych sprzętów, które wprowadziła do tego domu jego b. żona. Mój mąż nie widzi potrzeby żadnych zmian ! Jakby wycofał się z życia. Jest mu dobrze tak jak jest, a ja mam ogrom energii w sobie, którą chciałabym spożytkować, aby coś jeszcze w swoim życiu stworzyć.

Czasami mam wrażenie że dla niego nic się nie zmieniło oprócz- żony. Dom jest spory, jest możliwość zmiany – chociażby sypialni – ale on tego nie chce. Kłócimy się , sytuacja między nami jest bardzo napięta . On nie chce lub nie potrafi zrozumieć , że potrzebuję zmian , że chcę cos stworzyć swojego , mieć kawałek własnej przestrzeni w tym domu. Wyprowadziłam się z jego sypialni, myślę o odejściu bo nie wyobrażam sobie życia z człowiekiem, który nie rozumie moich potrzeb. Cała ta sytuacji bardzo godzi w moje poczucie godności. Proszę o radę, jak postąpić w takiej sytuacji? A może ja po prostu nie mam racji…

Opowiedziała Pani niezwykłą historię. O tym jak trwała może być miłość, jak potrafi odżyć po wielu latach i wyrazić się na nowo. Być może zaryzykowała Pani wiele dla niej, dla Was i Waszego związku, być może teraz trzeba się zmierzyć z konsekwencjami tego wyboru: pragnienia powrotu do Waszych uczuć sprzed lat i tych obecnych. Doskonale rozumiem Pani potrzebę zmiany. Ma Pani do niej pełne prawo, aby czuć się jak u siebie w domu, a nie, jak w domu obcego w końcu Pani małżeństwa.

To, co piszę być może wyda się powierzchowne, ale cóż – myślę, że Pani mąż przywiązuje inną wagę do tego, co jest kobiece, co wyraża styl i tożsamość Pani osoby: do tego jak wygląda wasza przestrzeń. On – w odróżnieniu od Pani – pozostał u siebie, jest przyzwyczajony do tego porządku, więc po co zmieniać? Koszty, wysiłek, czas – typowe męskie spojrzenie. A jak rozumiem, dla Pani to część siebie, „wicia gniazda” po nowemu.

Cóż, zapewne kiedy wychodziła Pani pierwszy raz za mąż konfrontowała się z różnymi wyobrażeniami o życiu partnera lub jego rodziny… Zachęcam do tego, aby spojrzeć na ten problem od strony małżeńskiego repertuaru problemów w komunikacji. Spróbować rozpisać Pani energię i opór męża na mniejsze odcinki, oznaczyć co jest szczególnie ważne i niezbywalne dla Pani i dla niego, a co tylko możliwe do zmiany. Nie rezygnować, przecież nie po to zeszliście się po latach.

pozdrawiam
Jarosław Żukowski

Mam 25 lat i ogromny problem w swoim życiu i nie wiem jak go rozwiązać. Mieszkam od 2,5 roku w Anglii i jestem w związku ponad 2 lata z obcokrajowcem. Nie układa mi się z nim tak jak bym chciała, ale nie to chciałam tutaj poruszyć. Przez to , że moja sytuacja z nim jest niezbyt ciekawa i brakuje mi towarzystwa polskiego, weszłam na portal społecznościowy i ponad 4 miesiące temu poznałam tam pewnego chłopaka. Zaczęło się całkiem niewinnie. Pisaliśmy sobie wiadomości(codziennie), co słychać, jak mija dzień. Pewnego dnia wyjawiliśmy sobie nasze tajemnice, iż ja mam kogoś i on także jest w związku ponad 2 letnim. Stwierdził, ze jemu się nie układa w związku- brak rozmów z partnerka oraz bliższych zbliżeń-,,suche”życie. jedynym powodem dla którego z nią jest to spokój, gdyż przy niej czuje się spokojny, że go nie oszuka czy zdradzi. Przez cały czas mieliśmy kontakt ze sobą, później nawet telefoniczny oraz na skype. Zaczęliśmy coś do siebie czuć. Po 2 miesiącach byłam na weekend w Polsce i spotkaliśmy się już w pierwszy dzień. Oszaleliśmy na swoim punkcie, bardzo przypasowaliśmy sobie nawzajem, gdyż on jest dość przebojową i zabawną osobą i ja również. Niestety musiałam wrócić do Anglii. Od tego czasu myśleliśmy o sobie w każdej minucie. (…) Po 4 miesięcznej znajomości spotkaliśmy się znowu i spędziliśmy ze sobą piękne 4 dni. Zakochaliśmy się w sobie.

Nasze związki legły w gruzach i ja jestem w stanie zostawić mojego obecnego partnera dla niego, ale on bardzo się boi, gdyż nigdy nikogo tak nie zranił i zastanawia się, czy faktycznie będąc ze mną wybierze dobrze. Znamy się ponad 4 miesiące i nigdy nie posprzeczaliśmy się, a nawet nie znaleźliśmy u siebie minusów- po prostu uważamy się za idealnych partnerów. On jednak nie potrafi podjąć decyzji, myślę że potrzebuje czasu. (…)

Co mogę zrobić więcej, by mu pomóc zdecydować się? On myśli, że osoba taka jak ja tzn. żywiołowa, zdradzi go lub porzuci, a ja wiem o tym że jest wyjątkowy i tak się nie stanie, gdyż też dużo w życiu już przeszłam i nie mam zamiaru ranić jego, a przede wszystkim siebie! Jak mam mu udowodnić? A może taki związek nie ma przyszłości? Może powinien z nią zostać i trwać w tym idyllowym związku bez emocji? A może powinnam wrócić do Polski i udowodnić mu moje uczucia?

Faktycznie znalazła się Pani w trudnej sytuacji: zaangażowała się w związek z mężczyzną na odległość, bez możliwości stopniowego przybliżania się do siebie i weryfikowania, na ile Wasze wyobrażenia o sobie pasują do Waszych realnych potrzeb bycia z drugą osobą.

Jakby przyjrzeć się faktom, to znacie się cztery miesiące i widzieliście razem około tygodnia. To na pewno jest dobry czas, aby się zakochać w sobie, ale nie wiem czy wystarczający, aby podejmować życiowe decyzje: zostawić swoich partnerów, zmienić kraj zamieszkania, pracę – przynajmniej jednego z Was miałoby to dotyczyć. Rozumiem, że popycha Panią do tego ogromne uczucie, co chyba świadczy o tym, czego nie otrzymuje Pani w swoim obecnym związku.

Jak Pani pisze, trudność polega na tym, że Pani nowy partner jest w związku i nie potrafi podjąć decyzji, z kim chce być: z Panią, czy swoją obecną partnerką w Polsce. Decyzja należy do niego. Fakt, że angażuje się w relację z Panią , nie informując swojej obecnej partnerki o Pani, powiększa dwoistość całej sytuacji i im dłużej będzie to trwało, tym trudniejsze będą tego konsekwencje emocjonalne, zarówno dla Pani jak i dla niego.

Na pewno potrzebuje Pani czasu. Działanie pod presją ogromnych emocji nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jest to rodzaj próby tego uczucia, które się zrodziło między Wami. Jak rozumiem w Pani decyzja już się dokonała, natomiast to Pani partner musi wykazać się odwagą i wiarą: w Panią i wspólną przyszłość. Ważne jest jednak, abyście potrafili sobie określić, jaki długo ma trwać ten czas na decyzję. Jej brak jest też sygnałem o Waszym zaangażowaniu w nowy związek.

Pozdrawiam
Jarosław Żukowski

Jestem w związku od 1,5 roku. Oboje z partnerką jesteśmy po rozwodzie. Mieszkamy w jednym bloku, z tym że partnerka wraz ze swoim 6-cio letnim synem mieszka wspólnie ze swoimi rodzicami. Ostatnio bardzo rzadko się widujemy, może raz w tygodniu – mimo że w pierwszym roku spotykaliśmy się praktycznie codziennie. Partnerka woli spędzać czas z matką niż ze mną – do tego stopnia , że na wakacje z matką poświęciła tydzień a ze mną dwa dni. Każdą niedzielę, bez wyjątku spędza razem z matką. Problemem jest też to, że w ogóle nie reaguje na bardzo brzydkie odzywanie się jej syna do mnie, tłumacząc to, że to ja jestem dorosły i powinienem być wyrozumiały. Nie wiem czy szukać pomocy u specjalisty czy po prostu zakończyć ten związek…

Zarówno Pan jak i pana partnerka macie za sobą związki, które się rozpadły. Podjęliście decyzję o budowaniu nowej relacji, ale z tego jak Pan to opisuje, jest to rodzaj półkroku. Mieszkacie osobno, poświęcacie sobie coraz mniej czasu, Pana partnerka woli towarzystwo matki, a Panu trudno jest znosić złe zachowanie jej syna.

To ostatnie może nie dziwić – w końcu jest Pan obcym mężczyzną w jej życiu, może się Pan dziecku kojarzyć z kimś, kto odbiera mu matkę. Pytanie jakie jest nastawienie babci do Pana, jaki przekaz otrzymuje on w miejscu, gdzie mieszka. Na pewno na lepsze „traktowanie” przez dziecko w tym wieku trzeba sobie zapracować. On przeszedł już rozwód rodziców, to ogromnie trudne doświadczenie dla dziecka i może reagować nadmiarowo na kolejnych partnerów matki.

Proszę sobie wyobrazić Wasz związek za 3-5 lat. Gdzie będziecie mieszkać, kim będzie dla Pana syn partnerki, czy będziecie chcieli mieć swoje dzieci? To są pytania tyleż poważne, co mówiące o intencjach Pana i partnerki co do waszego związku. Jeśli ma Pan poważne zamiary, proszę porozmawiać o tym z partnerką, wspólnie określić swoją perspektywę przyszłości. Wierzę, że w takiej rozmowie jesteście odpowiedzieć sobie na pytanie, czego od siebie oczekujecie i jesteście w stanie dać.

pozdrawiam
psycholog Jarosław Żukowski

Mam problem z opanowaniem agresji. Zdarza mi się wybuchnąć z błahych powodów. W tym momencie potrafię dotkliwie obrazić moją żonę czasami zdarza mi się ją szarpnąć. Chciałbym nad tym zapanować ponieważ sam wiem że robię źle że ją krzywdzę w tym monecie. Lecz jak wybuchnę nie panuje nad tym co mówię. Czy jest jakiś sposób żeby to we mnie zmienić. Dosyć już sprawiłem jej przykrości. Proszę o poradę.

Po pierwsze warto się zastanowić skąd w Panu tyle złości, która wychodzi najczęściej w banalnych sytuacjach? Najczęściej tą złość mamy z dzieciństwa musieliśmy jej doświadczać od najbliższych osób czyli rodziców. Najszybciej można się z nią uporać decydując na psychoterapię. Samemu jest trudno, gdyż może Pan próbować tylko ją zatrzymywać, nie rozumiejąc jakie mechanizmy z przeszłości Panem żądzą i wybuchać, gdy zbyt dużo napięcia skumuluje się w panu. Dodatkowo, powtarzanie się tych sytuacji, będzie prowadzić do dalszego doświadczania zranienia i krzywdy przez żonę. Natomiast psychoterapia jest w stanie dać Panu trwałą zmianę zachowania.

Zastanawiam się czy gdyby nie stresujące w życiu sytuacje choroba afektywna dwubiegunowa ujawniłaby się? Czy całkowicie wpływają na to czynniki genetyczne? Pytam ponieważ czuję się winna, że mój były partner na nią zachorował i przez to rozpadł się nasz związek. W naszym związku nie było kolorowo ponieważ był to związek na odległość. Mój partner mieszka zagranicą, ja w Polsce. Stąd wynikały głownie kłótnie i awantury, ciągły stres. Byliśmy ze sobą przez 7 lat bardzo zżyci mimo przeciwności losu. Na tę chorobę mój były narzeczony zachorował we wrześniu 2011. Najpierw mania potem depresja potem przez 6 miesięcy normalne życie. Niestety nasz związek rozpadł się, gdy on był w manii przyleciał do Polski i powiedział że już nie chce ze mną być i to koniec.

Przeżyłam to oczywiście bardzo. Nie układało się nam, ale myślałam że jakoś poradzimy sobie z tym kryzysem. Niestety stało się inaczej- powiedział że już mnie nie kocha i że poznał kogoś innego z kim jest szczęśliwy. Mój świat się zawalił-mieliśmy planować ślub, wspólne życie a on mnie tak potraktował. Oczywiście nie mogłam się z tym pogodzić. Po 2 miesiącach zadzwonił do mnie że jednak mnie kocha i chce ze mną być, chce wszystko naprawić że wtedy tak mi powiedział bo był w manii i to wszystko to było kłamstwo, że wszystko wymyślił. Po tym jak ze mną zerwał wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Dodam, że jest obecnie w ciężkiej depresji. Nie leczy się. Trzykrotnie był w szpitalu w przeciągu 1,5 roku. Nie wiem co robić ? Jak mu pomóc? Czy dać mu kolejną szansę? Boję się remisji tej choroby. Nadal go bardzo kocham.

Choroba afektywna dwubiegunowa musi być leczona, jeśli Pani chłopak nie chce przyjmować leków to najprawdopodobniej z tego powodu trafia do szpitala. Leki mogą uregulować jego stan, żeby nie było manii i depresji. Zarówno stan manii jak i depresji są bardzo ciężkie. W manii człowiek może podejmować różne niespodziewane działania bo wydaje mu się, że wszystko może, w tym stanie chorzy często wprowadzają rodziny w długi. Natomiast depresja jest olbrzymim cierpieniem. W tej chorobie pomaga też psychoterapia, ale z tego co Pani pisze moim zdaniem niezbędne jest połączenie farmakoterapii z psychoterapią. Co do związku to moim zdaniem ma on jakąś przyszłość jeśli Pani chłopak podda się leczeniu. Choroba afektywna dwubiegunowa zazwyczaj wynika ze splotu wielu czynników a czynnik psychologiczny np. stres jest tylko jednym z nich. Życzę wytrwałości i cierpliwości w walce z chorobą.

Pozdrawiamy

Mam 21 i kilka miesięcy temu rozstałam się z chłopakiem. Na początku to był zwykły kolega, pisaliśmy ze sobą przez około rok, właśnie jako znajomi, po czasie nasza znajomość zaczęła przeradzać się w coś więcej, nie brałam tego na poważnie, bo on właściwie nie był w moim typie, ale z czasem zaczęłam się zastanawiać nad tym, ze może coś z tego być, że może warto spróbować. Zawsze myślałam, ze miłość przychodzi nagle, że spotykasz osobę i wiesz, że to to. Takie dziecięce myślenie. Z czasem zrozumiałam, że to nie to, ze zakochanie to pewien proces, w miarę jak poznajesz człowieka, coraz bardziej co na nim zależy, troszczysz się o niego. Tak było u nas. Stanowiliśmy udaną parę, oczywiście zdarzały się i gorsze momenty, ale jakoś sobie z nimi radziliśmy. Po ponad dwóch latach związku, coś w moich uczuciach zaczęło się psuć, zaczęłam mieć wątpliwości, czy rzeczywiście go kocham, czy chcę z nim być, zaczęłam myśleć o innych. Zerwałam z nim. Wiedziałam, że on tego nie chce, ale wtedy wydawało mi się że postępuję słusznie, że nie chce siebie ani jego oszukiwać.

To było bardzo egoistyczne myślenie. Od razu poznałam innego chłopaka, zaczęłam się z nim spotykać, to było takie „szalone” podobało mi się to że ten nowy nie był tak poukładany, to co było miedzy nami było takim właśnie „zakochaniem nastolatków”. Wyglądało to tak dokładnie, jak „miłość” o której zawsze marzyłam. Mój były chłopak odzywał się od czasu do czasu, ale ja byłam pochłonięta tą „szaloną miłością” i ignorowałam go. Po trzech miesiącach, emocje opadły. Coraz częściej zaczynałam myśleć o byłym. O tym, że to w czym tkwię teraz jest niedojrzałe, że tak naprawdę nie jest to takie jak sobie zawsze wyobrażałam. Były znów się odezwał. Wtedy już wiedziałam, że popełniłam błąd zrywając z nim.

To czego potrzebowałam miałam zawsze przy sobie, tylko nie umiałam tego dostrzec. Zakończyłam moją przelotną znajomość i postanowiłam, wrócić do poprzedniego chłopaka. Spotkaliśmy się kilka razy, czułam się naprawdę dobrze w jego towarzystwie. Niedługo zaczął się nowy rok akademicki, na nieszczęście obaj studiowali na jednej uczelni. I od tej pory zaczęły się problemy. Mój pierwszy chłopak zaczął się ode mnie odsuwać, widziałam, że coś jest nie tak. Okazało się, że kiedy spotkał tamtego na uczelni wszystkie złe wspomnienia do niego wróciły. Kiedy prosił o szansę wydawało mu się, że łatwo będzie nam do siebie wrócić i że wszystko się ułoży. Ale od kiedy zaczął widywać tamtego chłopaka, to wszystko go przerosło. Stwierdził, że nie da rady, że to nie ma sensu. Ze kocha, ale nie umie ze mną teraz być. Zapewniałam go, że dam mu tyle czasu ile będzie potrzeba, żeby uporał się z tym wszystkim, ale on odpowiada, ze nie może mnie tak trzymać, że nie chce mi robić nadziei, że dla niego na ten moment to koniec. Co mam robić? Wiem, że powinnam dać mu teraz czas. Ale chcę o niego walczyć. Wiem po tym wszystkim jak bardzo go kocham. Wiem też, że on mi teraz tak łatwo nie zaufa. Proszę o radę, wierzę, że nie wszystko jeszcze jeszcze stracone.

Opisaną przez Panią historię czytam jako opowieść o Pani dojrzewaniu do bliskich relacji. O tym jak Pani poszukuje, doświadcza, uczy się czym jest bycie z drugą, bliską osobą. Dziś jest Pani bogatsza o wiele uczuć, ale i wiedzy o sobie i drugich ludziach. Jest to wiedza w jakiś sposób bezcenna, której nie można wyczytać z książek, a która się rodzi z trudnych doświadczeń, trzeba za nią w pewien sposób „zapłacić” sobą.

Jest wiele trudu i żalu w tym, co Pani obecnie przeżywa, zapewne towarzyszy dziś Pani poczucie straty i odrzucenia, że sprawy potoczyły się w takim właśnie kierunku. Proszę siebie za to nie winić, ani nie oskarżać za przeszłość – ma Pani prawo do poszukiwania ważnych dla siebie relacji, choć może to być trudne.

Cóż, nie wiem czy uda się Pani zbudować relację ze swoim chłopakiem na nowo. Tak jak Pani go odrzuciła kiedyś, on może teraz, zupełnie nieświadomie obawiać się ponownego zbliżenia z osobą, która go już raz zostawiła. Potrzebuje Pani dużo cierpliwości i wytrwałości w waszych kontaktach, aby dać mu wiarę, że wszystko między Wami jest możliwe, nie oczekując w zamian wiele, niczym w filmie „I że cię nie opuszczę…” Czy to możliwe z Pani strony? – nie wiem, na pewno jednak będzie to jakaś próba: siły Pani uczucia i jego obaw.

Pozdrawiam serdecznie
psycholog Jarosław Żukowski

Mam 25 lat i ogromny problem w swoim życiu i nie wiem jak go rozwiązać. Mieszkam od 2,5 roku w Anglii i jestem w związku ponad 2 lata z obcokrajowcem. Nie układa mi się z nim tak jak bym chciała, ale nie to chciałam tutaj poruszyć. Przez to, że moja sytuacja z nim jest niezbyt ciekawa i brakuje mi towarzystwa polskiego, weszłam na portal społecznościowy i ponad 4 miesiące temu poznałam tam pewnego chłopaka. Zaczęło się całkiem niewinnie. Pisaliśmy sobie wiadomości(codziennie), co słychać, jak mija dzień. Pewnego dnia wyjawiliśmy sobie nasze tajemnice, iż ja mam kogoś i on także jest w związku ponad 2 letnim. Stwierdził, ze jemu się nie układa w związku-brak rozmów z partnerka oraz bliższych zbliżeń-,,suche”życie. Jedynym powodem dla którego z nią jest to spokój, gdyż przy niej czuje się spokojny, że go nie oszuka czy zdradzi. Przez cały czas mieliśmy kontakt ze sobą, później nawet telefoniczny oraz na skype.

Zaczęliśmy coś do siebie czuć. Po 2 miesiącach byłam na weekend w Polsce i spotkaliśmy się już w pierwszy dzień. Oszaleliśmy na swoim punkcie, bardzo przypasowaliśmy sobie nawzajem, gdyż on jest dość przebojowa i zabawna osoba i ja również. Niestety musiałam wrócić do Anglii. Od tego czasu myśleliśmy o sobie w każdej minucie. nasze dni składały się z całodobowym kontaktowaniem się. Poruszyliśmy temat bycia razem-gdyż naprawdę czuliśmy się szczęśliwi przy sobie ale braliśmy pod uwagę ze może to być chwilowe, gdyż wszystkie początki są na ogół piękne. dlatego postanowiłam, ze przylecę znowu. Po 4 miesięcznej znajomości spotkaliśmy się znowu i spędziliśmy ze sobą piękne 4 dni. Zakochaliśmy się w sobie. Nasze związki legły w gruzach i ja jestem w stanie zostawić mojego obecnego partnera dla niego, ale on bardzo się boi, gdyż nigdy nikogo tak nie zranił i zastanawia się czy faktycznie będąc ze mną wybierze dobrze. Znamy się ponad 4 miesiące i nigdy nie posprzeczaliśmy się a nawet nie znaleźliśmy u siebie minusów-po prostu uważamy się za idealnych partnerów. On jednak nie potrafi podjąć decyzji, myślę że potrzebuje czasu. Jego znajomi i siostra o nas wiedza ale jego partnerka o niczym nie wie, gdyż oni ze sobą za dużo nie rozmawiają-ma zamiar jej powiedzieć to dziś ze popsuło się miedzy nimi, ale nie wspominać o mnie. Boje się , ze go stracę a tak bardzo mi zależy na nim i powiem szczerze ze pokazuje mu to na każdym kroku. Co mogę zrobić więcej by mu pomoc zdecydować się? On myśli, ze osoba taka jak ja tzn. żywiołowa, zdradzi go lub porzuci a ja wiem o tym ze jest wyjątkowy i tak się nie stanie, gdyż tez dużo w życiu już przeszłam i nie mam zamiaru ranić jego a przede wszystkim siebie! Jak mam mu udowodnić? A może taki związek nie ma przyszłości? może powinien z nią zostać i trwać w tym idyllowym związku bez emocji? A może powinnam wrócić do Polski i udowodnić mu moje uczucia? Proszę o poradę bo już sobie nie radze z tymi problemami. jest wiele spraw których nie napisałam tutaj ale myślę ze obiektywnie można postawić się w tej sytuacji.

Faktycznie znalazła się Pani w trudnej sytuacji: zaangażowała się w związek z mężczyzną na odległość, bez możliwości stopniowego przybliżania się do siebie i weryfikowania, na ile Wasze wyobrażenia o sobie pasują do Waszych realnych potrzeb bycia z drugą osobą.

Jakby przyjrzeć się faktom, to znacie się cztery miesiące i widzieliście razem około tygodnia. To na pewno jest dobry czas, aby się zakochać w sobie, ale nie wiem czy wystarczający, aby podejmować życiowe decyzje: zostawić swoich partnerów, zmienić kraj zamieszkania, pracę – przynajmniej jednego z Was miałoby to dotyczyć. Rozumiem, że popycha Panią do tego ogromne uczucie, co chyba świadczy o tym, czego nie otrzymuje Pani w swoim obecnym związku.

Jak Pani pisze, trudność polega na tym, że Pani nowy partner jest w związku i nie potrafi podjąć decyzji, z kim chce być: z Panią, czy swoją obecną partnerką w Polsce. Decyzja należy do niego. Fakt, że angażuje się w relację z Panią , nie informując swojej obecnej partnerki o Pani, powiększa dwoistość całej sytuacji i im dłużej będzie to trwało, tym trudniejsze będą tego konsekwencje emocjonalne, zarówno dla Pani jak i dla niego.

Na pewno potrzebuje Pani czasu. Działanie pod presją ogromnych emocji nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jest to rodzaj próby tego uczucia, które się zrodziło między Wami. Jak rozumiem w Pani decyzja już się dokonała, natomiast to Pani partner musi wykazać się odwagą i wiarą: w Panią i wspólną przyszłość. Ważne jest jednak, abyście potrafili sobie określić, jaki długo ma trwać ten czas na decyzję. Jej brak jest też sygnałem o Waszym zaangażowaniu w nowy związek.

Pozdrawiam
psycholog Jarosław Żukowski

Nie wiem do jakiej grupy zaliczyć mój problem bo od jakiegoś czasu zrobił się bardzo rozległy. Generalnie czuję się samotna i nieszczęśliwa. Mam 30 lat, jestem w piątym miesiącu ciąży, od dwóch miesięcy jestem mężatką, w związku od prawie trzech lat. Od dnia ślubu trwamy w prawie codziennie powtarzających się konfliktach.

Większość czasu spędzamy oddzielnie (mąż pracuje w Warszawie), co też nie pomaga w nawiązaniu porozumienia. Nie mam oparcia w rodzinie z uwagi na wynikły pół roku temu konflikt, którego żadna ze stron nie umie zakończyć. Zaczęłam zaniedbywać obowiązki zawodowe przez całą tą sytuację. Boję się, że to wszystko może się źle skończyć. Nie radzę sobie sama a mąż nie próbuje nawet ze mną rozmawiać. Na propozycję terapii dla par oświadczył, że sama powinnam się sobą najpierw zająć. Czuję się strasznie poniżona całą tą sytuacją i nie umiem się cieszyć dzieckiem które noszę, co również mnie przeraża. Co robić? Czy powinnam skorzystać z pomocy psychologa? Czy obydwoje powinniśmy udać się na terapię dla par?

Opisuje Pani moment w swoim życiu, w którym w krótkim czasie zaszło wiele istotnych zmian – konflikt z rodziną, ślub, ciąża. To dużo. Jak każda zmiana, tak i te niosą wile dobrych i ciepłych chwil, emocji, ale bywają też trudne w przeżyciu. Rozumiem, że tak się dzieje teraz. Ma Pani prawo czuć się bezradna, wystraszona, zła, zaniepokojona tym co się dzieje. Co jeszcze to utrudnia, to fakt, że z tymi wszystkimi emocjami jest Pani sama. Może Pani czuć taki rodzaj poplątania i uwikłania, z którego wydaje się że trudno wyjść, bo gdzie nie „pociągnąć”, tam boli. To, że Pani potrzebuje pomocy, to pewne, a w jakiej formie, to zależy. Zachęcam do pierwszego spotkania konsultacyjnego, które pomoże to rozstrzygnąć, bo warstw różnych trudności,ale tez możliwości zmiany jest wiele. Ważne jest natomiast, co teraz jest najbardziej możliwe i najbardziej potrzebne. Na takim pierwszym spotkaniu psychoterapeuta pomoże Pani nazwać te najważniejsze trudności i zobaczyć, czy to czego Pani oczekuje może ulec zmianie albo poprzez psychoterapię albo poprzez wsparcie lub jeszcze w innych sposób. Jedno jest pewno – samo nic się nie zmieni i jeśli to Pani, a nie mąż, ma na początku więcej motywacji, siły i chęci do zmiany, to zachęcam, by Pani z tego skorzystała i zrobiła kolejny krok – dla siebie, dla małżeństwa, dla dziecka.

psychoterapeuta Katarzyna Dallemura-Grześ

Jestem od dwóch lat z chłopakiem: ja mam 34 lata, On 26 i myślę, że tu nie chodzi o sprawę różnicy wieku tylko może o jakaś zazdrość? W sumie nie wiem już… Mam taki oto problem. Raz na rok wyjeżdżam na Święta Bożonarodzeniowe do Polski max na 1 mc , i w październiku w miejsce związane z praca na 3 tygodnie i to tyle co nie mieszkam z moim chłopakiem. Problem tu nie jest w tych wyjazdach od strony, że chce czy muszę tylko z jego zachowaniem. Zawsze jest tak samo! Zanim wyjadę od tygodnia przed jak wspominam o tym On mówi” Nareszcie pojedziesz” (w żartach) a jak już wyjadę, to do 3 dni po wyjeździe pisze mi po jednym smsie prostym”np. jutro mam wolne”, później już nie pisze wcale i mówi ze nie ma czasu. Czym więcej Ja piszę, tym więcej On odpisuje, że mam nie pisać i się zająć sobą.

Więc martwię się, że mnie olewa, że normalnie to chłopak się martwi o dziewczynę, co robi jak jak jej nie widzi…a jak mu napisze ” wyślij mi coś, załatw” to wszystko wykona, ale nie napisze nadal, że to zrobił (w sensie, że zawsze mogę na niego liczyć). A Jak ja zadzwonię, to zły i ucina rozmowę, odpowie mi na wszystko i kończy , że niby się spieszy czy coś….Można by podejrzewać nie wiadomo co. Ja się czuje jakby mu na mnie nie zależało i tak już któryś raz traktuje to zachowanie jako pt”On tak ma” choć czasem mi przykro że tak jest… No a jak się zbliża Mój czas przyjazdu to On od razu że przyjedzie po mnie, w domu kolacja ze świecami i On mówi o co mi chodzi? jak mu mowie, że tak nieładnie robi…a On obraca to w żart i śmieje się z tego. I ja podejrzewam dwie rzeczy a wykluczam jedna , że on się nie spotyka z inna dziewczyna na pewno podczas mojej nieobecności tylko: albo jest zazdrosny i nie chce wiedzieć co się u mnie dzieje, bo wyobraża sobie nie wiadomo co? albo robi to po to, żebym ja myślała tylko o nim i cały wyjazd sobie nie wiadomo co wyobrażała i latała za Nim bojąc się o to że może mnie zostawi? a może On sobie nie radzi z tym?

Ja również raczej nie podejrzewam, że to chodzi o inną kobietę. Co do Pani pytań mogę postawić jedynie hipotezy. Moim zdaniem Pani chłopak ma trudność z rozstaniem i jak Pani wyjeżdża, to nie chce się z Panią kontaktować, żeby go nie bolało. Nie chce uświadamiać sobie, że Pani przy nim nie ma, a on może Panią potrzebować tak jakby zamrażał się, żeby to przetrwać. Te emocje jednak w nim zostają i na jakimś poziomie martwi się o Panią, a Pani to czuje i coraz bardziej martwi się o niego. Wten sposób jesteście cały czas związani, tak jakbyście wcale się nie rozstali. To są tylko hipotezy, ale zachęcam do szczerej rozmowy z chłopakiem, bo wtedy może sprawdzić czy on ze wszystkich sił stara się zaprzeczyć czasowej rozłące. Rozmowa pomoże Wam zrozumieć się wzajemnie i zbliżyć do siebie.

Pozdrawiamy

Nie mam ochoty na kontakty seksualne z mężem. Tak naprawdę nigdy mnie nie podniecał. Teraz mąż zmusza mnie, abym go zaspokoiła. Na początku robiłam to, a potem płakałam i myślałam o tym, aby się zabić. Teraz jestem tak zablokowana, że nie jestem w stanie dotknąć mu nawet ręką, a on ciągle gada tylko o seksie i rozładowuje na mnie swoją wściekłość. Mam dosyć. Czy ten związek można uratować? Co dalej?

Pani list budzi wiele smutku i wiele pytań zarazem. Jak to się stało, że temat tak radosnej przecież i przyjemnej sfery małżeńskiej urósł do tak poważnego problemu? To, co miało oznaczać bliskość i zaufanie jest obszarem Pani cierpienia, w przypadku męża – frustracji i zapewne złości.

Mogę tylko stawiać hipotezy, jedynie Pani i Pani mąż znacie odpowiedzi. Seks jest zawsze tylko oznaką tego, co dzieje się między partnerami. Ich bliskości, otwartości na siebie, pragnieniem bycia w kontakcie i obdarzania sobą. W każdej sferze codzienności, również i tej fizycznej. Mogę tylko domniemywać, że narosły między Wami i inne trudności, które oddalają Was od siebie. Są niewyrażane lub wyrażane w sposób tak trudny, że uniemożliwiają ich przyjęcie i zrozumienie, a więc i zaspokojenie.

Może być jednak i tak, że ma Pani za sobą jakieś trudne doświadczenia w sferze seksualnej z wcześniejszych okresów życia, może z dzieciństwa. Z jakiegoś powodu postanowiła je Pani stłumić, pokonać swój opór i rozpocząć współżycie z mężem, za co płaciła Pani wysoką cenę. Skąd ten opór czerpie swe źródło, nie wiem, widzę jedynie, że jest bardzo mocny i powinna się Pani z nim liczyć, bo oznacza on jakieś pragnienie ochrony siebie przed trudnymi doświadczeniami.

Co dalej? – to zależy od Państwa woli. Może Pani podjąć terapię małżeńską, na której będziecie mogli przy pomocy terapeuty wyjaśnić swoje potrzeby, oczekiwania, emocje. Dopóki nie zostaną one nazwane i przyjęte, trudno jest mówić o znalezieniu rozwiązania tej trudnej sytuacji. Jeśli mąż nie będzie chciał iść z Panią, może Pani sama zgłosić się do terapeuty i samodzielnie podjąć proces konsultacji, czego Pani potrzebuje dla siebie w obecnej sytuacji.

psycholog Jarek Żukowski

Pytania o rodzinę

Jestem prawie 30-letnią.,młodą mamą i moja 11-miesięczna córka na mój widok zaczyna zrzędzić, marudzić, ma teraz etap ząbkowania. Biorę pod uwagę, że przez to jest bardziej drażliwa i podatna na różne zmiany nastrojów. Mąż większość czasu jest poza domem, ja siedzę w domu. Staram się małej nie rozpieszczać, biorę ją czasem na ręce, tulimy się, ale nie to że cały czas. Mała uwielbia się przytulać, więc siadam z nią, a ona mi się wspina na kolana i tuli. Czasem jeśli wyjdę z domu (co jest bardzo rzadko) po powrocie jak mnie zobaczy to się cieszy, ale po kilkunastu minutach jak ją zostawię, żeby bawiła się sama, czy po prostu postawię ją na podłogę to zaczyna się wrzask. Jak mnie nie ma w domu i zostaje z tatą, to jest cisza, spokój. Co takiego robiłam źle do tej pory, jakie błędy popełniałam i dlaczego przy mnie córka jest marudna i płaczliwa, a przy mężu nie, zaczynam w siebie wątpić, bo nie wiem co zrobić, żeby to poprawić. Może przeczekać ten kryzys ząbkowania? Proszę o pomoc!

Na podstawie tego co Pani napisała trudno mi powiedzieć czy popełniła Pani jakieś błędy czy nie. Do tego potrzebowałabym dłuższej rozmowy i możliwości zadania Pani różnych pytań. Rozumiem, że jest Pani sfrustrowana i zmęczona, że pojawiły się w Pani wątpliwości czy jest Pani wystarczająco dobrą mamą. Właśnie „wystarczająco dobrą” a nie idealną. Zacznijmy więc od Pani – zastanawiam się jak Pani przeżywa roczne już prawie bycie z dzieckiem w domu – czy jest Pani bardzo zmęczona, znużona kontaktem głównie z niemowlakiem, jak często pozwala sobie Pani na spotkania z przyjaciółkami, na rozmowy z innymi mamami niemowlaków. Takie działania zdecydowanie poprawią Pani samopoczucie, pokażą, że inne matki przeżywają czy przeżywały podobne problemy. Warto szukać takich możliwości. W Białymstoku można znaleźć różne inicjatywy, które mogą się okazać inspirujące np. Stowarzyszenie Kobieteria.

Kolejne pytanie jak rozumieć to, co dzieje się z Pani córeczką i jak zaakceptować fakt, że małe dziecko rozwija się niezwykle dynamicznie i nic nie jest już raz na zawsze. Jedno co pewne, to nieustająca zmiana. Pani córka weszła w czas, kiedy nauczyła się spostrzegać Panią jako odrębną osobę i to może budzić w niej sporo lęku (ok. 8-9 miesiąca dziecko przeżywa tzw. lęk separacyjny). Zaczyna się nieuchronny proces budowania swojej tożsamości. A dziecko na początku wyraża wszystko wobec matki jako najważniejszej na tym etapie życia osoby. Więc jedną rzeczą są różne dolegliwości np.związane z ząbkowaniem, inną jest wyrażanie swoich emocji. Może warto przemyśleć swoje reakcje – dlaczego tak Pani trudno znosić marudzenie córki, dlaczego odbiera Pani to jako wyraz czegoś złego? Myślę, że córka czuje, to i paradoksalnie to ją może zachęcać do marudzenia, bo np. nie odejdzie Pani od niej do swoich zajęć jak będzie marudziła.

Myślę, że niezwykle ważne jest to, żeby Pani zadbała o swój odpoczynek i rozmawiała o swoich problemach i odczuciach z innymi.

psycholog Barbara Żukowska

Mam 25 lat, od 19 roku życia mieszkam w Wielkiej Brytanii. W wieku 20 lat związałam się z Anglikiem. Po 3 miesiącach znajomości zaszłam w ciąże. Ojciec mojego dziecka zostawił mnie. Podczas ciąży kontaktował się ze mną lecz sporadycznie. Od czasu do czasu interesował się, co się ze mną dzieje. Pierwszy raz widział swojego syna gdy on miał 6 miesięcy, po tym spotkaniu byliśmy w kontakcie przez tydzień czasu i nagle ponownie zniknął. Gdy mój syn miał 7 miesięcy poznałam mojego aktualnego partnera, z którym stworzyliśmy kochająca się rodzinę i mamy drugiego syna. Mój starszy syn wychowuje się w świadomości, że mój aktualny partner jest jego tatą. W zeszłym tygodniu aktualna partnerka ojca mojego synka skontaktowała się ze mną z prośbą o umożliwianie kontaktu dziecku z ojcem i jego przyrodnim bratem.

Nie miałam kontaktu z tym człowiekiem, od kiedy mój syn miał pół roku. Teraz założył własną rodzinę i chce, abym umożliwiła mu kontakty z dzieckiem. Jestem zakłopotana tą całą sytuacją. Nie wiem, jak mam postąpić. Najważniejsze jest dla mnie dobro dziecka. Ci ludzie nie robią nam żadnych problemów, powiedzieli, że zaakceptują każdą decyzją, jaką podejmiemy z partnerem. Prosiłabym o pomoc. Czy powinnam pozwolić na to, aby ojciec go poznał i umożliwić kontakty czy zostawić wszystko tak jak jest?

Problem, który Pani opisuje jest niezwykle delikatny, jednocześnie bardzo ważny. Myślę, że nikt nie może Pani powiedzieć, co Pani ma zrobić w tej sytuacji, bo decyzja może należeć tylko do Pani i to Pani spotka się z konsekwencjami tejże decyzji. Mogę się podzielić z Panią kilkoma refleksjami, może to ułatwi Pani podjęcie decyzji.

Po pierwsze ta sytuacja, która się teraz stworzyła nie jest idealna i dlatego nie ma tu idealnego rozwiązania, każde niesie trudne konsekwencje.

Rozumiem, że z jednej strony udało się Pani stworzyć, to co jest bardzo ważne dla dziecka – bezpieczny i trwały związek, stabilna atmosferę, w której Pani synek może się wychowywać. To na pewno ważne. Z drugiej strony, Pani syn ma prawo wiedziec , kto jest jego ojcem, ma to znaczenie na wielu poziomach – po pierwsze biologicznym, po drugie prawnym, a po trzecie – psychologicznym. Proszę uwierzyć, że wtedy, kiedy dziecko nie wie o pewnej tajemnicy w jego życiu, to ma to wilekie znaczenie dla jego życia, wyborów i tego, jak funkcjonuje. To, co nienazwane, ukryte, ma zawsze duże znaczenie psychologiczne, to bardzo silnie działa na wewnętrzny świat, na emocje.

Nawet, jeśli teraz wydaje się, że ma to mały sens, że to rozproszy, to co zbudowane (tylko na chwilę), to potem może powstać coś nowego, Pani syn może tylko zyskać na tym, bo przywróci mu Pani ojca, nawet jeśli miałby się z nim widywać raz na rok.

Pani syn będzie miał dwóch ważnych mężczyzn w swoim życiu, a to na pewno może mu tylko ułatwić wchodzenie w męski świat. Rozumiem tez, że może się Pani bać tego, jak to będzie, że może to być czas trudnych pytań od syna, ale myślę, że łatwiej to przejść , gdy dziecko jest młodsze, potem trudniej będzie mu to przyjąć. Może Pani też spróbować na chwilę wejść w rolę swego syna i zadać sobie pytanie – czy chciałaby Pani znać swojego ojca?

Pozdrawiam i życzę odwagi w podjęciu dobrej decyzji.
psychoterapeuta Katarzyna Dallemura-Grześ

Jestem od 6 lat po rozwodzie, od 1,5 roku w kolejnym małżeństwie. Mam dwoje dzieci 10 letnią córkę i 14 letniego syna. Syn wyprowadził się ode mnie ponad dwa lata temu i zamieszkał z tatą. Początkowo nasze relacje były prawidłowe, kontakty systematyczne, ale od nowego roku wszystko się zmieniło. Wprawdzie najczęściej to ja inicjowałam wszystkie kontakty. Teraz czekam na kontakt od niego i nic. Od miesiąca syn nie potrzebuje zupełnie rozmowy ze mną. Wcześniej jak dzwoniłam też najczęściej opornie ze mną rozmawiał.

Spędza czas non stop przy komputerze. Były mąż nie ogranicza mu dostępu do komputera. Syn wyłączył się z uroczystości rodzinnych. Przychodzi tylko wtedy, gdy zadzwonię i powiem, że mamy spotkanie. Wszelkie rodzinne spotkania z rodziną byłego męża nie interesują go. Nie wiem co mam robić, jak z nim rozmawiać. Jak zachęcić do rozmowy ze mną. Nie chcę kupować go tylko wyjściami, pieniędzmi. Trudno mi z tym.

Pani syn wszedł właśnie w okres, kiedy dość trudno jest porozumiewać się z rodzicami i być wobec nich posłusznym. Rozumiem, że sytuacja jest skomplikowana i trudna dla Pani. Myślę, że zaczęła się dwa lata temu, kiedy syn podjął decyzję o zamieszkaniu z ojcem. Nic Pani nie napisała o tym, jak Pani przeżyła tą decyzję, co kierowało synem, w jakiej atmosferze została podjęta ta decyzja, jak ją Pani interpretowała, jakie uczucia wobec syna się wtedy zrodziły. Jak bardzo poczuła się Pani odrzucona, rozczarowana, a może też przyniosło to różne myśli dotyczące Pani kompetencji rodzicielskich. Może też takie rozwiązanie przyniosło jakąś ulgę – nic Pani nie pisze o tym jakie relacje były i są między obecnym Pani mężem a synem. Myślę, że warto zadać sobie pytania dotyczące szerszego kontekstu obecnej sytuacji. Kolejne pytania dotyczą syna – o co chodziło z jego decyzją, czy możliwe, że czuł się zazdrosny o Pani nowy związek, czy mógł czuć, że nie ma w nim dla niego miejsca?

Jak uda się Pani choć trochę przybliżyć do odpowiedzi na te pytania, to łatwiej będzie zrozumieć obecną sytuację, co ona wyraża. Jedno jest pewne: w relacji rodzic-dziecko zasada wzajemności i współodpowiedzialności inaczej wygląda na różnych jej etapach i w zasadzie do pełnej dorosłości szala odpowiedzialności przechyla się na stronę rodzica. Od pełnej zależności dziecka, do coraz większej jego niezależności, a przez to i odpowiedzialności za relację. To niewątpliwie Pani jest w tej relacji dorosła, bardziej świadoma i odpowiedzialna. Myślę, że fakt mieszkania syna z ojcem jest też dla Pani zobowiązaniem do aktywnego inicjowania kontaktu.

Trudno oczekiwać od 14-latka, który w naturalny, rozwojowy sposób w grupie rówieśniczej szuka oparcia i zrozumienia, że będzie dążył do rozmów, powierzania swoich problemów rodzicowi. Pani sytuacja jest bardzo trudna. Gdyby miałaby Pani kontakt z synem na co dzień, widziała w jakim nastroju wraca do domu, czy coś przeżywa, czy nudzi się, więc łatwiej byłoby mieć poczucie więzi.

Myślę, że nie warto czekać. Pani dążenie do kontaktu może przynieść w dłuższej perspektywie satysfakcjonującą relację. Tym bardziej, że pisze Pani o tym, że syn korzysta z tych propozycji, że pojawia się na spotkaniach rodzinnych, kiedy tylko o nich wie. Rozmowa z nastolatkiem to chyba najtrudniejsza rzecz – warto pytać konkretnie – co przeżywa, co ważnego się wydarzyło, co nieważnego się wydarzyło i się nie zrażać lakonicznością odpowiedzi. Warto też opowiadać o sobie, szczegółowo relacjonować swoje przeżycia i codzienność, opowiadać świat. To uczy rozmowy – jako możliwości opowiedzenia o swoim świecie wewnętrznym, o tym jak przeżywamy świat.

Życzę wytrwałości.
psycholog Barbara Żukowska

Mój problem właściwie nie dotyczy bezpośrednio mojej osoby, gdyż chcę pomóc mamie. Cała moja najbliższa rodzina…tato i rodzeństwo nie dają rady psychicznie przez jej obecny charakter. Zawsze była nerwowa i porywcza, lubiła rządzić w domu i mieć racje, ale ostatni rok to koszmar. Mama jest w wieku menopauzy co tez może mieć znaczenie, ale wszystko się pogorszyło, od kiedy przygarnęła chorą ciocię. Zrobiła to mimo sprzeciwów najbliższych osób, a obecnie widać ze nie daje sobie rady psychicznie ze sobą, sytuacja i obowiązkami. Według mniemania mamy…ona zawsze ma racje, unika krytyki jeśli tylko ktoś zwróci jej uwagę to reaguje agresywnie (grozi, krzyczy, szuka winy w drugiej osobie itp). Robi awantury o najdrobniejsze rzeczy, zapomina gdzie coś położyła, a po całej akcji udaje, że nic się nie stało, że zdarzenia nie było. Nie potrafi przeprosić i uznać swojej winy. Nie toleruje niektórych osób, a w momencie kiedy miałaby nie jechać się z nimi spotkać, robi przeogromne awantury domownikom. Nie panuje nad tym, co mówi przy tym. Jak mamy skłonić mamę do wizyty u psychologa (ona uważa nas za tych złych, którzy są w zmowie przeciwko niej). Nie widzi problemu, a on narasta z dnia na dzień.

Sytuacja, którą Pani opisuje – jeśli dobrze ją rozumiem – pokazuje, że Pani rodzina przeżywa trudny okres. Kłótnie i awantury z mamą, niezrozumienie, oskarżenia, do tego jeszcze ktoś z poza rodziny – ciocia, która została domownikiem wbrew woli większości. Pisze, Pani, że tak było od zawsze, a teraz nasiliło się. Zastanawiam się jak to możliwe, że Pani mama nie liczy się ze zdaniem domowników, że tak zdominowała Wasze życie, że dziś określa je jako koszmar? Powodów może być wiele i zapewne problem jest złożony. Obecnie trwają Państwo w stanie nierównowagi, kiedy jedna osoba zawłaszcza dla siebie prawo decydowania o życiu innych. Być może robi to nieświadomie, nie rozumie, że to krzywdzące, a być może jest już tak rozpędzona w swoich zapędach, że chce więcej i więcej.

Z Pani listu – troski i dojrzałości obserwacji – wnioskuję, że jest Pani osobą dorosłą, która w jakiś sposób czuje się odpowiedzialna za rodzinę pochodzenia. Ten okres dorastania dzieci, wychodzenia z gniazda połączony z menopauzą i dawnym stylem dominowania może nieść tak wiele napięć i lęków, że Pani mama nie jest w stanie tego utrzymać, unieść i „zalewa” swoimi emocjami cały dom. To tylko hipoteza, może wydarzyły się w Państwa przeszłości rzeczy, które uruchomiły jej postawy, ale i wasze wycofanie oraz zgodę na taki stan.

Zachęcam do tego, aby nie myśleć, że wszystkiemu winna jest mama. Ona zapewne też cierpi, choć może nie dawać tego oznak, bo któż lubi kłótnie i napięcie w domu. Jesteście rodziną, tworzycie pewną całość i każdy jej członek, ma swój w niej udział w bieżącej sytuacji: czy poprzez nadmiarową aktywność, czy rezygnację i wycofanie z domowych spraw. To co możecie zrobić, to wspierać się wzajemnie, nie przeciw mamie, a w celu, aby Wasze życie było normalne.

Czy można skłonić mamę do pójścia do psychologa? – nie sądzę. Proszę postawić się w jej sytuacji – zostanie w ten sposób napiętnowana, jedyna z problemem „psychicznym”. Problem dotyczy Was wszystkich – całej rodziny i myślę, że można wspólnie wybrać się na terapię rodzinną, aby znaleźć przyczyny tej trudne sytuacji i sposoby poradzenia sobie z nią.

Pozdrawiam serdecznie
psycholog Jarosław Żukowski

Mam brata, u którego lekarze stwierdzili schizofrenię. Często niepokoi mnie jego zachowanie, albo to, co mówi. Czuję się po prostu bezradny, bo nie wiem, jak mam się przy nim zachowywać.

Schizofrenia jest chorobą, którą jak najbardziej można leczyć. Obecna medycyna ma środki rokujące dobre rezultaty. Jest to choroba o przebiegu falowym, gdzie okresy trudniejsze przeplatają się z okresami dobrego funkcjonowania. Ważne jest, aby pana brat brał regularnie leki i ściśle współpracował z psychiatrą.

Pan również może uzyskać pomoc, korzystając ze spotkań psychoedukacyjnych dla rodzin osób chorych na schizofrenię. Najlepiej będzie, jeśli zgłosi się pan do SPP ZOZ w Choroszczy. Tam dowie się pan o typowych objawach i przyczynach schizofrenii oraz co może pan zrobić przy trudnym zachowaniu brata.

psychoterapeuta Katarzyna Dallemura-Grześ

Właśnie rozwodzę się z mężem, a nasz 9 letni synek bardzo źle to znosi. Czy mogę coś na to poradzić, czy powinnam szukać pomocy?

Rozwód jest sytuacją trudną dla wszystkich członków rodziny i każdy ją przeżywa na własny sposób. Dziecku jest szczególnie trudno, bo zna zbyt mało sposobów na radzenie sobie z silnymi emocjami i ze stresem. Dobrze, że jest pani świadoma tego, co syn przeżywa i że widzi pani zmiany, jakie w nim zachodzą. W tak trudnej sytuacji macie państwo prawo do korzystania ze wsparcia terapeutycznego.

W Białymstoku jest wiele miejsc, gdzie można takie wsparcie otrzymać. Szczególnie polecam Specjalistyczną Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczną przy ulicy Mickiewicza 31/2.

psychoterapeuta Wioletta Kujawa-Brzezińska

Moja córka zaczęła ostatnio intensywnie się odchudzać. Nie je mięsa, chleba, tylko jogurty i jakieś papki. Jestem przerażona, bo ma dopiero piętnaście lat i nie słucha moich rad związanych z odżywianiem. Co mam zrobić? Jak do niej dotrzeć?

Dziewczyny w tym wieku często podejmują próby odchudzania. Ze względu na tempo zmian zachodzących w ich organizmie reagują często niezadowoleniem i frustracją. Jeszcze niedawno były kruche i szczuplejsze, a teraz z dnia na dzień ich sylwetka zmienia się. Brak akceptacji swojego wyglądu bardzo mocno wpływa na poczucie własnej wartości, na myślenie o sobie, w tym również o możliwościach kontaktu z rówieśnikami.

Często dorośli przeżywają duże niepokoje związane ze zmianami w sposobie odżywiania się nastolatków. Proponuję, aby pani porozmawiała ze swoją córką na tematy związane z jej myśleniem o sobie. O jej relacjach z kolegami i koleżankami, tak aby wzmocnić jej samoocenę. Jeśli jednak sytuacja z córką się nie poprawi, najlepiej jak pani skontaktuje się ze specjalistą.

psychoterapeuta Katarzyna Dallemura-Grześ

Mój mąż od wielu lat choruje na depresję. Ma lepsze i gorsze okresy. Teraz znów jest gorzej. Jestem już tym bardzo zmęczona i zastanawiam się, czy sama nie mam depresji. Co mam robić?

Towarzyszenie osobie bliskiej w chorobie jest bardzo obciążające, szczególnie, gdy choroba jest długotrwała i jej objawy powodują dezorganizację życia rodzinnego. Długoletnia depresja jest tego najlepszym przykładem. Bliscy pacjenta często mówią, że cieszą się z każdej poprawy i liczą, że to już koniec choroby. Kiedy jednak przychodzi kolejny kryzys czują się bardziej rozgoryczeni i sfrustrowani. Często pojawiają się trudności emocjonalne, takie jak złość i bezradność, których nie mogą ujawniać na zewnątrz, przed chorym.

Tak jak w pani przypadku, takie samopoczucie odbiera chęć do działania, zabiera radość życia i chęć do korzystania z przyjemności. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest skorzystanie z pomocy specjalisty. Przydałoby się też wsparcie innych osób, rozumiejących trudności wynikające z życia z osobą depresyjną. Na przykład grupa wsparcia dla rodzin osób chorych. Dzięki kontaktom w takiej grupie uzyska pani wsparcie i możliwość rozmowy o swoich kłopotach. Dzielenie się z innymi swoimi przeżyciami przynosi ulgę i daje satysfakcję.

psychoterapeuta Katarzyna Dallemura

Pytania o psychoterapię

Terapia małżeńska może pomóc osobom, które:

  • przeżywają poważny kryzys w swoim związku,
  • nie potrafią poradzić sobie z zazdrością i brakiem zaufania wobec partnera,
  • nie potrafią komunikować swoich potrzeb bez kłótni i agresji słownej,
  • mają problemy z zbyt mocno odczuwanym wpływem swoich rodzin pochodzenia na swoją relację,
  • nie potrafią uporać się z przeszłością w innych związkach w obecnej relacji,
  • nie czerpią radości i poczucia bliskości ze swojego życia seksualnego,
  • znalazły się w trudnych życiowo sytuacjach takich jak śmierć dziecka, zagrożenie życia lub zdrowia czy duże straty materialne,
    mają trudności ze zmianami rozwojowymi w swojej rodzinie (np. narodziny dziecka, dorastanie, wyjście dzieci z domu, utrata pracy),
  • przeżywają zdradę jednego z partnerów.

Terapia małżeńska nie jest gwarancją zmiany w związku. Zmiana zależy od tego, czy małżonkowie będą zmotywowani do pracy nad swoim małżeństwem w swojej codzienności.

Pierwsze spotkanie z małżeństwem to nie jest jeszcze terapia małżeńska , lepiej określić je jako konsultację. Służy ono zapoznaniu się terapeuty z małżonkami. Zwykle terapeuta prosi, aby małżonkowie opowiedzieli o sobie, o swoim związku i jego aktualnej kondycji, jak również jak kształtował się on wcześniej. Osobną kwestią jest możliwość opowiedzenia przez każdego z małżonków powodów, które skłoniły ich do wizyty w gabinecie psychoterapeuty i pomyśle podjęcia wizyty u psychologa.

Przez cały czas trwania spotkania psychoterapeuta ma możliwość obserwacji zachowań małżonków, sposobów ich komunikacji. Może dopytać o wyjaśnienie niektórych kwestii, by lepiej rozumieć obecną sytuację związku. Zdarza się, że prosi o wypełnienie jakiejś ankiety. Kluczową sprawa jest wyrażenie przez małżonków oczekiwań, co do celów wizyty i perspektywy terapii małżeńskiej.

Zdarza się, że partnerom jest trudno określić precyzyjnie swoje oczekiwania i mają znaczące rozbieżności co do celów podjęcia pracy nad swoim związkiem. Czasem są one na tyle duże, że nie można ustalić wspólnego celu pracy i nie można rozpocząć psychoterapii małżeńskiej. Terapeuta może jednak podjęcie próbę uzgadniania i negocjowania celów pracy. Bywa ona rozłożona na kilka wstępnych spotkań. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy małżonkowie mają wolę bycia razem, ale nie potrafią wzajemnie się komunikować i wiele ich pragnień nie jest świadomie wyrażanych.

Na pierwszej sesji psychoterapeuta przedstawia także zasady swojej pracy: określa częstotliwość spotkań (zwykle raz na dwa tygodnie, choć możliwe są i inne rozwiązania), czas trwania sesji, zasady płatności ( w Pracowni Integra wszystkie spotkania są płatne). Wyjaśnia także kwestie związane z ewentualnymi zadaniami dla małżonków, które powinni oni realizować pomiędzy spotkaniami, aby terapia małżeńska mogła im pomóc.

Psychoterapia małżeńska dla wielu osób jest trudna. Nie należy się więc dziwić, że życiowy partner lub partnerka odwlekają decyzję o jej rozpoczęciu. Fakt, że obydwoje małżonków chcą pracować nad swoim związkiem jest kluczowy dla jego dobra.

Teraz i kiedyś

Najtrudniejsza decyzja zapada przed podjęciem terapii. Polega na zaufaniu w sens związku i troski o jego dobro. Pary, które podejmują terapię małżeńską, robią to zwykle pod wpływem konkretnych trudnych wydarzeń. Są to np. ciężkie kłótnie, zdrady jednego z małżonków, akty agresji, wymuszona separacja. Warto odwołać się we wspólnej rozmowie do tego, co było wartościowe w związku. Co stanowi jego wspólną wartością, daje szanse zmiany.

Wystarczy jedno z dwojga

Mocne przekonanie nawet jednego z małżonków w sens zmiany już jest ogromną wartością. Drugi może wyrazić tylko zgodę. Swoją motywację może zyskać później, gdy przekona się do osoby terapeuty, otwarcia współmałżonka lub nazwania problemu, który nie musi okazać się niemożliwy do zmiany. Bardzo często, potrzebę uczestniczenia w psychoterapii odczuwa tylko jedna osoba w parze.

„Ja” zamiast „my”

Kiedy jeden ze współmałżonków zdecydowanie odmawia uczestnictwa w spotkaniu z terapeutą i zaprzecza istnienia trudności w związku warto powiedzieć mu o swoich potrzebach i związanych z tym uczuciach. Istotne jest, aby mówić w formie „ja” a nie „my”. W ten sposób można uniknąć wywierania presji. Pozostawia się przestrzeń do decyzji, na której zależy drugiej stronie.

Przekonanie jednej ze stron można wyrazić też jako prośbę o pomoc – kiedy czujesz się niedobrze w związku, możesz potrzebować pomocy specjalisty, a ponieważ dotyczy to dwojga partnerów, niezbędna jest obecność obydwojga w gabinecie.

Zrozumieć lęk

Odmowa udziału we wspólnej psychoterapii jest często efektem nieuświadamianego lęku jednej ze stron. Dlatego zawsze warto dopytać współmałżonka , czego się obawia, kiedy zacznie działać psychoterapia małżeńska. Gdy nie potrafi odpowiedzieć, warto skonkretyzować przyczyny np. czy obawia się, że w skutek terapii może dojść do rozwodu? lub zostanie ujawniona jakaś tajemnica?

Zasadniczo nie ma żadnych przeciwwskazań aby podjęta została terapia pary, jeśli partnerzy deklarują chęć pracy nad swoim związkiem.

Może jednak okazać się w trakcie wywiadu wstępnego, że jeden z partnerów jest uzależniony ( np. od alkoholu). Wówczas wskazane jest, aby przeszedł własną terapię uzależnień w specjalistycznej placówce, a dopiero wówczas podjął pracę nad małżeństwem.

Innym przeciwwskazaniem jest trwająca przemoc w związku. Terapia pary zakłada bezpieczeństwo i partnerstwo współmałżonków, co niemożliwe jest do zapewnienia, kiedy w związku trwa aktywna przemoc. Istnieje obawa, że treści ujawnione przez ofiary przemocy w trakcie tradycyjnej psychoterapii, mogą zostać wykorzystane przez partnerów przeciwko nim po sesji terapeutycznej. Partnerzy pozostający w związku przemocowym powinni poddać się osobno specjalistycznej terapii w ośrodkach, które są przygotowane do pomocy w tego typu przypadkach.

Tajemnica zawodowa w psychoterapii to gwarancja bezpieczeństwa całego procesu leczenia. Podstawą działalności psychologa i psychoterapeuty jako zawodu zaufania społecznego jest obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej. Informacją poufną jest już sam fakt, że pacjent korzysta z usług psychoterapeuty. Także wszystkie informacje, które pojawiają się w trakcie terapii, są objęte tajemnicą zawodową.

Mówi o tym art. 21 Kodeksu Etyczno-Zawodowego Psychologa: „Psychologa obowiązuje przestrzeganie tajemnicy zawodowej. Ujawnienie wiadomości objętych tajemnicą zawodową może nastąpić jedynie wtedy, gdy poważnie zagrożone jest bezpieczeństwo klienta lub innych osób. Jeśli jest to możliwe, decyzję w tej sprawie należy dokładnie omówić z doświadczonym i bezstronnym kolegą. Materiały poufne powinny być komisyjnie zniszczone, jeżeli zaistnieją warunki grożące ich ujawnieniem.”

Psychoterapia nie jest rozmową w tradycyjnym tego słowa znaczeniu: nie polega na wymianie poglądów czy informacji na jakiś temat. Jednocześnie jest rozmową, która ma na celu otworzyć pacjentowi świat jego własnych przeżyć i uczuć. Często mogą one być bardzo długo ukrywane lub nieuświadamiane i w istotny sposób wpływać na życie pacjenta.

Wiele osób ma za sobą doświadczenie przynajmniej jednej, ważnej rozmowy, która zmieniła sposób ich myślenia, określoną postawę, otworzyła głębokie uczucia. Co ważne jej treści pamięta się i rozważa długo po zakończeniu rozmowy. Taką rozmowę można nazwać terapeutyczną, gdyż uruchamia ona, nie zawsze przyjemny i łatwy, proces zmian własnego myślenia, przeżywania i postępowania.

Takie rozmowy proponuje też psychoterapeuta. Jego przygotowanie pozwala pacjentowi w bezpieczny sposób odkrywać świat nieujawnionych przeżyć i doświadczeń, wypróbować nowe formy zachowania, otrzymać wsparcie w trakcie spotkań.

Kiedy dzieje się w życiu coś ważnego lub trudnego zawsze warto rozmawiać, szukać kontaktu z bliskimi, aby dzielić się z nimi swymi problemami. Takie rozmowy i otrzymane wsparcie bardzo pomagają przetrwać rozliczne życiowe zakręty. Zdarza się jednak, że są niewystarczające i może to wynikać z kilku powodów.

Osoby bliskie nie zawsze są dobrymi rozmówcami, mimo szczerych chęci, nie potrafią dostrzec i zrozumieć pojawiających się uczuć swoich i innych. Często są same zaangażowane emocjonalnie w daną sprawę. Psychoterapeuta jest z definicji neutralny, bo nie uczestniczy w „bieżącym” życiu pacjenta. Jest spoza układów rodzinnych, zawodowych, środowiskowych, ma do nich oczywisty dystans.

Jego umiejętności rozmowy są skoncentrowane wyłącznie na słuchaniu i odczytywania właściwych intencji z wypowiedzi pacjenta. Jest to sztuka, w której psychoterapeuci przez wiele lat kształcą się na praktycznych szkoleniach i psychoterapii własnej. Dlatego łatwiej im jest rozmawiać o skomplikowanych emocjonalnie sprawach z pełną jasnością postawionych wcześniej celów terapii.

Psychoterapeuta
Osoba z tytułem magistra kierunków społecznych lub humanistycznych, która przeszła specjalistyczne szkolenie z zakresu psychoterapii (szkolenie teoretyczne, szkolenie praktyczne, pracę pod superwizją oraz terapię własną).

Przedmiotem oddziaływań psychoterapeuty jest rozpoznawanie i leczenie problemów emocjonalnych, zaburzeń psychicznych, pomaganie w trudnych sytuacjach życiowych oraz rozwój osobowości. Może pracować w różnych orientacjach psychoterapeutycznych, w zależności od ukończonego szkolenia oraz przekonań filozoficzno-etycznych.

Psycholog
Osoba, która uzyskała magistra psychologii i jest teoretycznie i praktycznie przygotowana do diagnozy psychologicznej oraz, jeśli ukończyła odpowiednie szkolenie, może wykonywać testy psychologiczne. Stosuje w swojej pracy metody psychologiczne. Psycholodzy pracują obecnie w wielu dziedzinach: zajmują się badaniami społecznymi, poradnictwem indywidualnym, rodzinnym, zawodowym, orzecznictwem lub szkoleniami biznesowymi.

Psychiatra
Lekarz, który ukończył studia medyczne i zdobył stopień specjalizacji z zakresu psychiatrii. Zajmuje się rozpoznawaniem i leczeniem zaburzeń oraz chorób psychicznych, przede wszystkim przy zastosowaniu leków. Wielu psychiatrów po odpowiednich szkoleniach zajmuje się także psychoterapią.

Działania psychoterapeuty, psychologa i psychiatry w zakresie pomocy pacjentom mogą się uzupełniać: psychiatra nie prowadzący psychoterapii korzysta z pomocy psychoterapeuty, podobnie psychoterapeuta konsultuje swoich pacjentów z psychiatrą, kiedy zachodzi podejrzenie choroby psychicznej lub potrzeba użycia leków.

Szybkość i efekty psychoterapii zależne są od kilku czynników: rodzaju celów, motywacji z jaką pacjent zgłasza się na terapię czy w końcu przebiegu samej terapii. Są osoby, które bardzo szybko osiągają wyznaczone przez siebie cele. Najczęściej dzieje się to w terapiach krótkoterminowych, zorientowanych na rozwiązanie bardzo konkretnego problemu, trwają one od kilku tygodni do kilku miesięcy. Trudno tu jednak mówić o głębokich i trwałych zmianach, skutkiem takiej psychoterapii jest raczej eliminacja objawów.

W trakcie pracy terapeutycznej z psychologiem lub psychoterapeutą może okazać się jednak, że proces zdrowienia nie przebiega tak szybko, jak życzyłby sobie tego pacjent. Zmiana niewłaściwych wzorów zachowań, które trwają nieraz przez dziesiątki lat, nieumiejętność kierowania swymi przeżyciami czy zagojenie dawnych i bolesnych doświadczeń, mogą i muszą wymagać wielu miesięcy i lat wspólnej pracy.

Psychoterapia nie przypomina chirurgicznego usunięcia nabrzmiałego wrzodu, gdy jedno cięcie usuwa problem. Jest raczej długotrwałą rehabilitacją wszystkich tych funkcji psychicznych, które pozwolą na nowo ich używać, aby uwolnić swój potencjał i cieszyć się pełnią swoich możliwości.

Dobór psychoterapeuty jest sprawą bardzo indywidualną. Nie każdy psychiatra czy psycholog zajmuje się psychoterapią i jest do niej przygotowany. Warto więc sprawdzić czy dana osoba ma odpowiednie przygotowanie i wykształcenie.

Po dziś dzień nie zostały określone prawne kryteria zawodu psychoterapeuty. Wiele organizacji i stowarzyszeń środowiskowych wydaje własne certyfikaty dla swoich członków, którzy zajmują się psychoterapią. Najważniejsze stowarzyszenia zawodowe: Polskie Towarzystwo Psychologiczne, Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, Polskie Towarzystwo Psychoterapii Psychoanalitycznej stworzyły systemy certyfikacji uwzględniające specjalistyczne szkolenia i praktykę psychoterapeutyczną.

Jednak nawet formalne uprawnienia nie są w stanie zagwarantować, że dany psychoterapeuta będzie w stanie pomóc w konkretnym przypadku pacjentowi. Wielu skutecznych specjalistów nie posiada certyfikatów czy jest w trakcie ich uzyskiwania, a wieloletnia praktyka jest najlepszą rekomendacją ich profesjonalizmu. Psychoterapia jest bowiem relacją bardzo indywidualną, w której dobra i skuteczna relacja buduje się w oparciu o bardzo szczególne wymagania i oczekiwania pacjentów.

Szukając psychoterapeuty warto sprawdzić czy pracuje on w zespole lub pod superwizją, bo daje to pewność, że konsultuje on swoje doświadczenia z innymi specjalistami. Na pewno warto też pozostać wiernym swoim intuicjom. Często o psychoterapeucie dowiadujemy się od osób bliskich, z ich doświadczeń i warto tym relacjom zaufać. Także takie czynniki jak wygląd terapeuty, jego barwa głosu, a nawet płeć nie są bez znaczenia i trzeba się im przyjrzeć, przed podjęciem decyzji o dłuższym kontakcie terapeutycznym.

Podczas spotkania klient wspólnie z trenerem rozwoju osobistego analizuje swoją sytuację, a następnie planuje konkretne zmiany, jakich oczekuje w swoim życiu: poznaje sposoby ich osiągnięcia, wybiera najlepsze dla siebie oraz zaczyna ich wprowadzanie. Podczas spotkania uczestnik uczy się takich strategii myślenia i działania, które pozwolą mu osiągnąć jego cele. Cała uwaga skoncentrowana jest na przyszłości. Do przeszłości sięga się tylko po to, aby znaleźć tam doświadczenia, które można wykorzystać we wprowadzaniu zmian.

Spotkania z trenerem rozwoju osobistego poświęcone są zazwyczaj wymiernym celom np. lepszemu radzeniu sobie z trudnymi emocjami, nauczeniu się efektywniejszej komunikacji, radzeniu sobie w sytuacjach konfliktowych, poprawieniu relacji z bliskimi,. Osiągnięciu tych celów poświęcona jest określona liczba sesji – zazwyczaj od 5 do 1O spotkań. Pomiędzy sesjami klienci czasem mają do wykonania zadania np. przeprowadzenie rozmowy z ważną osobą. Potem te zadania są analizowane i ich efekty są wykorzystywane do wprowadzania kolejnych zmian.

keyboard_arrow_up