Niedawno znajomy „testował” nowy samochód, to znaczy sprawdzał do jakiej maksymalnej prędkości może go rozpędzić. Nie robił tego na torze wyścigowym ani na pustej płycie lotniska, lecz na – jak podaje się w relacjach z wypadków – drodze krajowej. To było ryzykowne zachowanie. Można powiedzieć też, bez sensu. Po cóż mu wiedza o możliwościach samochodu, z których nie ma gdzie korzystać? (chyba, że wyprawi się na niemieckie autostrady…)
No cóż, ktoś może wzruszyć ramionami – irracjonalność jest też elementem naszego ludzkiego dziedzictwa. Warto jednak czasem zastanowić nad takimi „irracjonalnymi” , „bez sensownymi” zachowaniami. Zacznijmy od zadania kluczowego pytania: po co tak postępujemy? Na ogół można między bajki włożyć pojawiające się na początku racjonalizujące uzasadnienia udające sensowność – tak, jak w tym przypadku – „dążenie do poznania możliwości samochodu”. Więc po co ?
W tym przypadku mogło na przykład chodzić o zagłuszenie wyrzutem adrenaliny do krwi „czegoś” – nie chcianych myśli? trudnych uczuć? W każdym razie mi zdarzało się kiedyś „testować” samochód, gdy złość i rozpacz zapierały mi oddech w piersiach…, a że akurat siedziałem w samochodzie i otwierała się przede mną droga, więc czemuż by nie „potestować”? Na szczęście samochód wytrzymał i na drogę nikt nie wyjechał.
Zastanawiam się czasem, ile wypadków wynika z tego, że kierowcy wpadają na pomysł poradzenia sobie z trudnymi emocjami poprzez niebezpieczną jazdę? Myślę, że zdarzające się z ponurą regularnością wypadki w weekendowe noce, w których ginie kilka młodych osób, to przejaw realizacji pomysłów młodych kierowców na zdobycie uznania u rówieśników. Chcą zrobić wrażenie i „testują” możliwości swoje i swoich samochodów. Głupie i bezsensowne? W świetle dnia i z dystansu zapewne, ale w momencie, gdy samochód rozbrzmiewał śmiechem, to dla młodego kierowcy wydawał się to świetny pomysł…
„Testowanie” samochodów to taki krańcowy i dość oczywisty przejaw bezsensownych działań podejmowanych z sensownych powodów – dążenia do poradzenia sobie z trudnymi emocjami, zyskania uznania innych, potwierdzenia swojej wartości. Na co dzień mamy częściej do czynienia ze „zwyklejszymi” bezsensownymi pomysłami podejmowanymi z sensownych powodów.
Pomyślmy o – skądinąd promowanej społecznie – cesze, jaką jest poświęcanie większości czasu na pracę. Wiele osób – (zwłaszcza mężczyzn mam wrażenie) powie, że praca to konieczność! Że oni po prostu muszą pracować po 10 godzin „świątek piątek”, aby utrzymać na „odpowiednim poziomie” rodzinę. Że oni właśnie to dla tych rodzin to robią. Widzą wprawdzie tego koszty – stres i zmęczenie wykańczają ich psychicznie i fizycznie, rwą się relacje z rodziną, dla której stają się obcymi ludźmi. Nieprawdaż, że to ciekawe i … bez sensowne? Angażować się w pracę w imię dobra rodziny, którą się traci (w taki, czy inny sposób) z powodu tego zaangażowania?
Więc zadajmy jeszcze raz pytanie: po co tyle pracy ? Jeżeli nie chodzi zapewnienie „odpowiedniego poziomu życia” to, o co może chodzić? Tu odpowiedzi może być wiele – tyle, ile przepracowujących się osób. Oto kilka, które wraz z klientami odkryliśmy podczas spotkań:
Przepracowuję się, bo …
– nie wiem, co innego miałbym / miałabym robić (tak żył, a właściwie pracował mój ojciec, dziadek…a to, że zmarli na zawały nie jest dla mnie żadną informacją),
– bo tylko zarabiając pieniądze myślę, że jestem coś wart dla innych (jeśli nie będę miał pieniędzy odtrącą mnie),
– bo gdybym miał wolny czas to w domu nie wiedziałbym, jak i o czym mam rozmawiać z żoną i dziećmi,
– bo tego oczekują ode mnie bliscy, a ich oczekiwania są dla mnie ważniejsze od moich oczekiwań i możliwości,
– bo „wszyscy tak robią”, a ja boję się, że źle mnie ocenią gdy nie będę robił tak , jak „wszyscy”,
– bo wydaje mi się, że poprzez pracę kontroluję rzeczywistość i nie spotka mnie nic nie dobrego.
Podczas rozmów zastanawialiśmy się, na co pomysłem jest te przepracowywanie się. Potem szukaliśmy innych – niż wykańczanie się pracą – pomysłów na życie w ogóle, lub w szczególności na rozwijanie niezależności, poczucia wartości, budowanie relacji, radzenie sobie z niepewnością życia.
Bezsens wespół z sensem
„Bezsensownych” pomysłów, którym oddajemy się z sensownych pobudek jest znacznie więcej. Nie znajdowanie pracy może być pomysłem na chronienie się przed lękiem związanym z ryzykiem niepowodzenia. Trzymanie się nadwagi pomysłem na unikanie tworzenia relacji intymnych. Głodzenie się to pomysł np. na zyskanie poczucia kontroli w świecie, w którym niczego nie można kontrolować. Pomysłów są miliony… A każdy z takich bezsensownych i nieraz groźnych ma pomagać w radzeniu sobie z niezaspokojonymi potrzebami; z problemami, z których istnienia czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy.
Jeżeli masz chwilę czasu zastanów się nad swoimi działaniami. Może są wśród nich takie o których sam/ sama myślisz, że są „bez sensu”? Może ich „bezsensowność” wskazują ci bliscy?
Zastanów się: po co tak postępujesz? Co daje ci „bezsensowne” zachowanie? Jakie potrzeby w ten sposób zaspokajasz? Z czym sobie w ten sposób chcesz poradzić?
Potem pomyśl:
Jak możesz zachowywać się inaczej? Co wówczas się może stać?
Gdy odpowiesz sobie wnikliwie i uczciwie na te pytania, to może być to początek budowania bardziej sensownego życia…
Artur Brzeziński
fot. carthrottle.com