

Czy wiesz, jaki / jaka jesteś? Jeżeli tak, to zapewne bez problemu potrafisz siebie opisać… Więc od czego zaczniesz? wyglądu, kompetencji, pełnionych ról, talentów, cech charakteru, twoich silnych stron, słabości? Właściwie to kiedy ostatni raz zastanawiałaś się/łeś się nad tym? Z kim o tym rozmawiałaś/ łeś?
Nawet, jeżeli nie potrafisz w tej chwili opisać siebie, nawet jeśli z nikim dawno o tym nie rozmawiałeś/łaś to na pewno masz jakąś teorię na swój temat. Bardzo szczegółową teorię, której wiele elementów może być dla ciebie w tym momencie nieświadomymi. „Ujawnią się”, gdy przyjdzie ci zmierzyć się z wyzwaniami. Wówczas ta Teoria Siebie stanie się twoim przepisem na działanie. Może to wyglądać na przykład tak. Nigdy głębiej nie zastanawiałaś się/ łeś się nad swoim stosunkiem do osób innego wyznania. Nie miałeś/łaś ku temu okazji – wszyscy wokół byli „tacy jak ty”, a „inni” byli daleko. Może nawet uznałeś/łaś, że nie masz żadnych obiekcji do ludzi innych wyznań i myślałaś/łeś o sobie, że jesteś osobą otwartą na „inność”. I nadal uważałabyś/uważałbyś, że taki jesteś/taka jesteś, gdyby nie wyzwanie – np. twoja córka przedstawia ci narzeczonego – sympatycznego chłopaka, który wyznaje „inną” religię. Ups… Czujesz się skonfudowany/na. Niby wszystko w porządku – jesteś przecież otwarty/ta na „inność”, ale jednocześnie czujesz, że zdecydowanie „coś jest nie tak”. Widać twoja otwartość ma granice i tą granicą jest twoja religijność. Mówisz córce o tym, że oczekiwałabyś/oczekiwałbyś od niej innego wyboru. „Straszysz” konsekwencjami związku osób o różnych wyznaniach. Dąsasz się na córkę, krytykujesz narzeczonego – który nagle dla ciebie okazuje się pełen wad, itp., itd.
Nasza Teoria Siebie jest przepisem na nasze zachowania. Wpływa na to, jakich wyborów dokonujemy. Gdy myślimy, że jesteśmy „uzdolnieni matematycznie” będziemy starali się skończyć szkoły, w których matematyka jest podstawą, a potem znajdziemy pracę, gdzie wykorzystamy te zdolności. Nasza opinia o sobie wpływa na to, jak zachowujemy się wobec innych. Jeżeli myślimy o sobie, że jesteśmy dowcipni, to oczekujmy, że inni będą śmiać się z naszych żartów. Jeżeli tak nie jest, to uznajemy ich – w najlepszym razie – za osoby o „innym” poczuciu humoru (w gorszych razach– za mało inteligentnych, wrogo nastawionych) i tracimy zainteresowanie relacjami z nimi. Jeżeli myślimy o sobie, że jesteśmy super wartościowymi ludźmi, to wszystkie krytyczne uwagi innych uznamy, za ich opinie, a nie opis nas samych i nie przejmiemy się nimi. Jeżeli jednak myślimy o sobie, że jesteśmy „beznadziejni” to cokolwiek inni wobec nas głupiego i złego zrobią, to uznamy, że na to zasłużyliśmy. Zgodzimy się z tym i będziemy to w cierpieniu znosić – przecież jesteśmy „beznadziejni”…
A co jeśli nasza Teoria Siebie jest błędna? Co jeśli jednak nasze poczucie humoru jest, aż tak specyficzne, że śmieszy tylko nas? Nasze zdolności matematyczne kończą się na tabliczce mnożenia? Jeżeli w krytycznych uwagach innych o nas „jest coś na rzeczy”? Że zdecydowanie nie jesteśmy „beznadziejni”?
Wówczas jesteśmy w sytuacji osoby, która rusza w drogę w nieznanym terenie z rozregulowanym kompasem. Błądzimy. Dokonujemy wyborów nie służących nam, wchodzimy w szkodzące nam relacje, godzimy się, na życie nie zgodnym z nami życiem.
Więc niesamowicie ważne jest mieć możliwie trafną Teoria Siebie. A jak w ogóle powstaje taka teoria? Tutaj największy wpływ mają na początku oczywiście rodzice. To oni nas uczą jacy jesteśmy. Uczą swoim każdym słowem, spojrzeniem, gestem, zachowaniem. Krytycznie patrzący ojciec na nasze wysiłki na boisku uczy nas, że jesteśmy niezgrabni. Matka opowiadająca przyjaciółkom o tym ile śmiechu było, gdy próbowaliśmy sami swoimi pięcioletnimi rękami posprzątać pokój przekonuje nas, że bez jej pomocy nie damy sobie rady. Uśmiech ojca na widok samodzielnie zrobionej przez nas zabawki jest dla nas sygnałem, że możemy zrobić coś fajnego. Mama przytulająca nas, gdy zbiliśmy kolano uczy nas, że nawet gdy coś nam nie wyjdzie zasługujemy na wsparcie.
Potem Teorię Siebie budujemy obserwując reakcje innych członków rodziny, przyjaciół, znajomych. Mozolnie, poprzez miliony interakcji, tworzymy swój obraz siebie w swoich oczach. Nasze sukcesy stają się źródłem informacji o możliwościach – niepowodzenia o ograniczeniach.
W końcu Teoria Siebie staje się przepisem na życie. Życie staje się jej głównym sprawdzianem. Bo gdy okazuje się, że jest nam zbyt trudno mierzyć się z jego wyzwaniami, zbyt wiele w nas smutku, lęku i złości to może próbujemy żyć według niewłaściwego dla nas przepisu? Może nasza Teoria Siebie jest błędna?
Co wówczas zrobić? Ano dokonać jej rewizji. Zastanowić się, jacy jesteśmy, w jakim stopniu żyjemy zgodnie z tym, czy jesteśmy gotowi się zmienić, lub czy warto zmienić to, co dzieje się wokół nas.
Do tworzenia tej nowej Teoria Siebie potrzebni są inni ludzie, którzy niczym w lustrze pozwolą się nam przyjrzeć sobie. Zawodowo takimi „lustrami” są psychoterapeuci.
Artur Brzeziński
fot. art-sheep.com – obraz Tigrana Tsitoghdzyana