To, co zdarzyło się nam w dzieciństwie w istotnym stopniu ukształtowało, to jak widzimy ludzi i jak się wobec nich zachowujemy. Zdarza się czasem nam myśleć, że nasze dzieciństwo było „takie jak u wszystkich” – ot, rodzice czasem się kłócili (jak wszyscy…), czasem na nas krzyczeli (przecież mieli prawo się na nas zdenerwować…), może zdarzało się im nas uderzyć (bo zasłużyliśmy…), nie rozmawiali z nami o naszych przeżyciach, bo byli zapracowani (przecież z nimi też nikt nie rozmawiała, więc nie potrafili tego robić) – „normalka”. Nie zwracali uwagi na nasze emocje… ale przecież o swoich też nie mówili…
To, że czasem czuliśmy się „beznadziejnie” i nie wiedzieliśmy czemu, to pewnie była nasza wina. A zresztą do czego tu wracać…. Rodzice chcieli dobrze… zazwyczaj. Rzadko się zdarza, że próbujemy rozmawiać z rodzicami o tym, jak nas kiedyś traktowali. Może boimy się ich reakcji, może nie chcemy im zrobić przykrości, może sami nie chcemy się zmierzyć z prawdą o naszych rodzicach.
Gdy mimo wszystko jednak odważymy się na taką rozmowę wówczas możemy usłyszeć, że „tak się kiedyś wychowywało dzieci, że robiliśmy wszystko dla waszego dobra, że po co o tym rozmawiać”. Najgorszą chyba reakcją jest zaprzeczenie – ich zdaniem było zupełnie inaczej niż zapamiętaliśmy, mieliśmy szczęśliwe dzieciństwo i niczego nam nie brakowało. Wówczas zostajemy z poczuciem winy, że niesłusznie szukamy jakichś skaz na naszych rodzicach. Tylko, że nie możemy zrozumieć, dlaczego w naszym dorosłym życiu czasem zachowujemy się w sposób dla siebie niepojęty i szkodliwy. Zastanawiamy się, dlaczego mamy problemy w tworzeniu zdrowych relacji, osiąganiu celów zawodowych, ogólnie – w „radzeniu sobie” z wyzwaniami codziennego życia. Na pewno w istotnym stopniu to skutki naszych dorosłych wyborów, za które tylko my ponosimy odpowiedzialność.
Może to być jednak efekt tego, że to, co się zdarzyło w dzieciństwie, wcale nie było takie „normalne”. Że w dzieciństwie zostaliśmy skrzywdzeni i ciągle ta krzywda jest gdzieś w nas. Myśląc o przeszłości stosunkowo łatwo przychodzi nam uznanie, że bicie, krzyki i zastraszanie były dla nas krzywdzące. Gdy jednak w dzieciństwie nie doświadczyliśmy tego, to może się nam wydawać, że wszystko było w porządku. Zdarza się jednak nam pod skórą wrażenie, że w dzieciństwie było „coś nie tak”. Przejawem tego, że coś jednak było „nie tak” mogą być nasze problemy w życiu dorosłym.
Czym jest nadużycie emocjonalne?
Mogliśmy w dzieciństwie, młodości być ofiarami nadużycia emocjonalnego. To w porównaniu z przemocą fizyczną i psychiczną wyrafinowane działanie, które nawet dorosłym trudno rozpoznać. Mama nie krzyczała na nas, gdy zdarzyło nam się coś zbroić (jak wszystkim dzieciom na świecie), lecz ciężko wzdychała i pełnym smutku głosem
mówiła „Jak mogłeś/mogłaś mi to zrobić? Jak tak się staram, poświęcam tobie, a ty o mnie w ogóle nie myślisz…” Wtedy w nas rosło poczucie winy za to, co zrobiliśmy. Przecież byliśmy tacy niedobrzy krzywdząc mamę. Gdy takie sytuacje powtarzały się czuliśmy się coraz gorzej. Aby tego uniknąć, robiliśmy wszystko tak, jak mama tego oczekiwała. Ale przecież byliśmy dziećmi, więc czasem o czymś zapomnieliśmy, coś zepsuliśmy, szybciej powiedzieliśmy niż pomyśleliśmy, a wówczas znowu odbywał się seans rozwijania w nas poczucia winy.
Niektóre dzieci poddawały się – skoro i tak są winne, więc po co się starać. Inne walczyły chcąc zadowolić rodzica zapominając o sobie, swojej spontaniczności, potrzebach i uczuciach. W końcu też ogarniało je przekonanie, że „są winne”, są ze skazą i nigdy nie zadowolą najważniejszych dla nich osób.
Innym przejawem nadużycia emocjonalnego jest umniejszanie dokonań dziecka. Z dumą pięciolatek pokazuje tacie zbudowaną konstrukcję z klocków i nie spotyka się, z żadną reakcję lub tata mruknięciem zbywa dzieło dziecka i pokazuje mu, jak „właściwie” buduje się. Dla dziecka milczenie oznacza dezaprobatę dla tego, co zrobiło i na głębszym poziomie – dezaprobatę dla niego samego. Pokazanie „jak się buduje” to też informacja – „nie potrafisz tego zrobić dobrze”. Dziesięciolatka opowiada o swoim sukcesie w szkole i w domu rodzice nie interesują się tym, lub – gorsza – przypomną jej niepowodzenia, zapowiedzą niepowodzenia w przyszłości, porównają z dokonaniami innych dzieci. W dziecku wówczas rozwija się przekonanie „nic nie potrafię, nie jestem nic warta”. Znowu – jedne dzieci poddadzą się i nie będą się starać. Inne dzieci zamienią się perfekcjonistów w
nieustannym dążeniu, aby usłyszeć w końcu słowa uznania od rodziców.
Anglosasi określają nadużycie emocjonalne słowem „gaslighting”. To takie działania ważnych dla nas osób, w wyniku których tracimy wiarę w to, co widzimy, czego doświadczamy, co czujemy i myślimy, co jest prawdą, a co złudzeniem. Na przykład wczoraj rodzic obiecał nam, że pójdziemy na spacer, ale dzisiaj mówi nam, że w ogóle o spacerze nie było mowy. My pamiętamy jedno, ale od rodzica słyszymy coś zupełnie innego. Dla dziecka rodzice są najważniejsi – bez nich przecież zginą – więc gdy słyszy wersję wydarzeń inną niż zapamiętana przestaje wierzyć sobie i zdaje się na rodzica. Gdy dziecku robi się smutno – cieszyło się przecież na myśl o spacerze – słyszy od rodzica „nie przesadzaj, nic się przecież nie stało”. Więc i prawo do jego własnym uczuć jest mu odbierane. Gdy takie sytuacje i im podobne zdarzają się często przestajemy wierzyć sobie, swoim emocjom i zdajemy się na opinie innych. Nadużycie emocjonalne odciska swój ślad.
Poniżej są przestawione postawy, które mogą świadczyć o tym, że w dzieciństwie zostaliśmy nadużyci emocjonalnie. Niektóre z nich mogą się wydawać sprzeczne np. unikanie kłótni i skłonność do wywoływania ich. To jaki efekt wywarła na nas nasza przeszłość zależy także od naszego biologicznego wyposażenia. Więc u jednej osoby nadużycie emocjonalne doprowadzi do wycofywania się w relacjach a u innej do odbierania relacji jako pola walki.
Nadużycie emocjonalne zostawia ślady, z którymi przychodzi nam się mierzyć w dorosłości. Jest to możliwe i warto się tego podjąć, aby przeżyć swoje życie zgodnie ze swoimi świadomymi wyborami, a nie realizując nigdy nie nazwany program wpojony nam w dzieciństwie.
Osiem symptomów, które mogą świadczyć o tym, że w dzieciństwie miało miejsce nadużycie emocjonalne:
1. Kłótnie, podniesione głosy, głośne dźwięki są dla nas nie do zniesienia.
W takich sytuacjach budzi się w nas strach mimo, że realnie nam nic nie grozi. Możemy wówczas zachować się na dwa różne sposoby: zareagujemy ze złością, agresją nieadekwatną do sytuacji albo staniemy się wyjątkowo cisi, spróbujemy za wszelką cenę załagodzić sytuację lub się wycofać.
2. Kłopot sprawia nam wyrażanie swojej opinii.
Najczęściej w sporach nie zabieramy głosu w ogóle. Wolimy przyjmować neutralny punkt widzenia i staramy się nie dyskutować z innymi. Kiedyś w dzieciństwie może nikt nie pytał nas o zdanie lub nie pozwalał go wyrażać, może nawet karał za wyrażenie opinii, która nie była zgodna z opiniami znaczących dorosłych.
3. Nie wierzymy, że możemy być kochani.
Jeżeli dzieciństwie nasze potrzeby – zarówno te materialne jak i emocjonalne – były zaniedbywane przez dorosłych, jeśli byliśmy dewaluowani, karceni w dorosłości pozostaniemy sceptyczni wobec miłości. Nie będziemy ufać innym i zamkniemy się przed ludźmi. Nie będziemy też ufać sobie, nasza pewność siebie będzie niska i będzie nam najbliżej do przekonania, że nie jesteśmy warci miłości. Takie myślenie o sobie i innych będzie prowadziło do trudności w budowaniu relacji, a nawet w wycofaniu się z takich prób.
4. Mamy skłonność do tłumaczenia się ze swoich nawet najbanalniejszych wyborów i działań.
Dzieje się tak, jeśli w dzieciństwie często strofowano nas i sterowano naszym zachowanie, nie pozwalano na podejmowanie samodzielnych decyzji i karano, za uchybienia wymaganiom dorosłych. Jako dorośli będziemy żyli w strachu przez naganą, nie będziemy wierzyli we własną zdolność dokonywania właściwych wyborów i będziemy mieli trudności z podejmowaniem własnych decyzji.
5. Jesteśmy nieśmiali.
Lata nie zwracania dostatecznej uwagi przez dorosłych doprowadzą do powstania w nas przekonania, że nikt nie chce nas słuchać, że nie jesteśmy warci słuchania. Jako dorośli będziemy starać się nie otwierać przed innymi i będziemy żyć w przekonaniu, że nikt nigdy nie zechce nas. Takie myślenie często prowadzi do depresji i innych problemów zdrowia psychicznego.
6. Mamy problem z określeniem swojej tożsamości.
Kiedy ciągle powtarzane jest nam, co mamy robić, a czego nie, jesteśmy karceni, traktowani z wyższością, przestajemy rozumieć co może być w nas dobre, jacy jesteśmy, jakie mamy zdolności i talenty. Ostatecznie to, co jest tak ważne w dzieciństwie – budowanie własnej tożsamości, nie udaje się nam. Wyjątkowość osoby tkwi w jej
tożsamości. Jak, jako dzieci, możemy rozwinąć niepowtarzalną tożsamość, gdy nasze działania i wybory są nieustannie kontrolowane i oceniane przez innych? Jako dzieci tracimy swoją kreatywność i talent, a jako dorośli gubimy się w tłumie, cierpimy z powodu kryzysu tożsamości nie rozumiejąc samych siebie.
7. Mamy skłonność do obwiniania siebie.
Dorastając jako dziecko, które ciągle słyszało „to twoja wina” (np. gdy mama miała zły humor, gdy tata na nas nakrzyczał, gdy w szkole dostaliśmy jedynkę – nie ważne, że był to przejaw niekompetencji nauczyciela, złośliwości kolegów – zawsze my byliśmy winni) jako dorośli będziemy mieli skłonność do obwiniania się zawsze. Wyrastamy na dorosłych, którzy zawsze czują się winni, że ich winą jest samo ich istnienie.
8. Jesteśmy gotowi do walki, gdy znajdziemy się wśród ludzi myślących inaczej niż my.
Ponieważ jako dziecko czuliśmy się skrzywdzeni, słabi, „niedostateczni”, jako dorośli dążymy do tego, aby się to nie powtórzyło. Więc w każdej sytuacji, w której uznamy, że jesteśmy zagrożeni przystępujemy do walki. Tyle, że często zagrożenie widzimy tam, gdzie go nie ma. Luźna uwaga kolegi w pracy, że wspólne zadanie można wykonać inaczej jest odbierana jako atak na nasze kompetencje i zagrożenie dla naszej pozycji w pracy. Wówczas – niejako w obronie – na wszelkie sposoby przystępujemy do walki z tym kolegą. Takie reakcje psują nam relacje w pracy oraz w życiu osobistym.
Artur Brzeziński
fot. ivoox.com