Consuetudo altera natura est. – Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.
W czasie wakacji przejechałem 5 tys. km. W podróży przez kilka krajów europejskich wypatrywałem charakterystycznych „złotych łuków” McDonalda, a nawet jak ich nie wypatrywałem zaprzątnięty „myśleniem o niczym” lub rozmową ze współpasażerami to one same „wpadały mi w oko”. Wówczas szukałem zjazdu i – zadowolony, gdy go znalazłem – fundowałem sobie „zestaw powiększony”. Oczywiście było to uzasadnione działanie, choć nie zastanawiałem się nad tym uzasadnieniem, gdy zjeżdżałem z autostrady. W McDonaldzie wiedziałem, na co i za ile mogę liczyć, jak się zachować, gdzie usiąść itd. Zatrzymanie się na posiłek w innym miejscu było ryzykowniejsze – może jedzenie będzie nie smaczne? może pogubię się przy zamówieniu? może będzie za drogo? I tak byłem zmęczony drogą, aby jeszcze „główkować”, gdzie mam się zatrzymywać i co jeść! Więc, gdy mój wzrok dostrzegał „złote łuki” zjeżdżałem z drogi.
Tak właśnie działają nawyki
Zdaniem Charlesa Duhingga – autora książki „Siła nawyku. Dlaczego robimy to, co robimy i jak można to zmienić w życiu i biznesie”. Duhinng wskazuje na istnienie „pętli nawyku”: wskazówka – zwyczaj – nagroda. Pojawia się dla nas jakaś wskazówka – w moim przypadku były to „złote łuki”, za nią idzie zwyczaj – zatrzymanie się na posiłek, a na końcu pojawia się nagroda – szczęśliwy mózg otrzymujący informacje od ciała w sporym zastrzyku cukru i tłuszczu. I to wszystko odbywa się kosztem możliwie najmniejszego wysiłku ze strony mózgu. Żadnych rozważań za i przeciw, rozterek, wątpliwości. Po prostu cykl: „złote łuki” – jedzenie – sytość. Proces ten przebiegał szybko i łatwo. Oczywiście najpierw musiałem się nauczyć tej procedury – zjeść kilka razy BigMaca i popić go colą. Mój mózg bardzo szybko skojarzył zastrzyk kalorii z charakterystycznym znakiem. Trafiłem też kilka razy na przydrożne „jadłodajnie”, w których było drogo, niesmacznie i brudno. I wszystko razem zadziałało. Teraz „złote łuki” widzę z daleka i ja, i mój mózg wiemy, co zrobi. Niestety na „złote łuki” reaguję nie tylko w dalekiej trasie. W Białymstoku też przejeżdżając obok wpadam na „małe co nieco” i to już nie jest dobry pomysł… Ale cóż robić, kiedy nawyk stał się tak silny…
Nawyki ułatwiają nam życie
Nie musimy poświęcać cennej uwagi na zastanawianie się, co mamy zrobić przed wyjściem do pracy/szkoły, jak do niej dotrzeć i – bardzo często – co w niej robić. Nawykowo mówimy dzień dobry, dziękujemy, uśmiechamy się, sięgamy po papierosa… Stop!
No właśnie niektóre nawyki wprawdzie zwalniają nas od wysiłku związanego z myśleniem, ale jednocześnie mogą wpędzić nas w tarapaty. Kiedyś, gdy tylko zdarzała się nam przerwa (niektórym z nas to już nawet przerwa w lekcjach w podstawówce…) to sięgaliśmy po papierosa – coś przecież trzeba zrobić. Mogliśmy też nauczyć się radzenia sobie z napięciem psychicznym poprzez sięganie po papierosa/słodycze/sprzątanie mieszkania, itd./itp. Poczucie dyskomfortu dla naszego mózgu było wskazówką. Za nią szło działanie. Potem nagroda – przyjemność wynikająca np. z dawki nikotyny/cukru/satysfakcji z zaprowadzenia porządku. Z czasem ten nawyk stał się – jak mawiali Rzymianie – naszą drugą naturą. Nawykowo sięgamy po pączka, bądź nawykowo w chwilach bezczynności przeglądamy Facebooka. Niektóre z nawyków nam służą – nawykowo zapinamy pasy w samochodzie, sprawdzamy, czy zamknęliśmy drzwi, codziennie wieczorem przebiegamy 10 kilometrów (tak! podobno są tacy „nawykowi” biegacze).
Warto dokonać remanentu swoich nawyków i podziękować sobie za te, które nam służą, a zmienić te, które nam szkodzą. Łatwo napisać, ale jak to zrobić?!
Charles Duhingg, autor książki „Siła nawyku” wyjaśnia, że trudno jest odejść od nawyku i łatwiej jest go zmodyfikować. W „pętli nawyku” wskazówka – zwyczaj – nagroda można zmienić zwyczaj i dać sobie inną nagrodę. Duhingg przedstawia prosty, choć nie łatwy przepis do realizacji w czterech krokach.
Krok pierwszy – zidentyfikuj zwyczaj.
Wydaje się, że rozpoznanie zwyczaju powinno być proste. Może jednak takie nie być. Pewne zwyczaje tak bardzo wrosły w nas, że nawet ich nie dostrzegamy. Już łatwiej naszym bliskim je nam wskazać. Mój inny zwyczaj to zaglądanie do lodówki od razu po powrocie z pracy. Zaglądanie niestety nie kończy się tylko na sprawdzeniu, co jest do zjedzenia. Jak już sprawdzę to zaczynam się zajadać – tak – zajadać. Myślę, że wówczas jem zbyt dużo i zbyt szybko…. To, że zaglądanie do lodówki stało się moim rytuałem po powrocie do pracy pomogła mi dostrzec moja żona.
Po rozpoznaniu nawyku musimy jeszcze zastanowić się, czy chcemy go zmienić. Jeśli tak do zabieramy się do kolejnej części procedury.
Krok drugi- eksperymentuj z nagrodami.
Należy zastanowić się, co jest dla nas nagrodą. Skąd pochodzi przyjemność? Czy chodzi o poczucie sytości, czy może bardziej o spokój, a może coś innego? W moim przypadku „zaglądanie do lodówki” dawało obie te korzyści: „napychałem żołądek” i rytuał przygotowywania sobie jedzenia pozwalał na ucieczkę myślami od napięć dnia. Teraz warto zastanowić się, czy po tę nagrodę można sięgnąć inaczej, lub czy można zaoferować sobie inną nagrodę. Ja postanowiłem celebrować robienie sobie herbaty. Wprawdzie żołądek narzekał, ale dał się przekonać na poczekanie jeszcze chwilę. To chwila powodowała, że później jadłem już trochę mniej.
Krok trzeci- sprawdź, co jest wskazówką.
Eksperymenty wykazały, że wszystkie niemal wskazówki wyzwalające nawyki można zaliczyć do jednej z pięciu kategorii: lokalizacja, czas, stan emocjonalny, inni ludzie, bezpośrednio poprzedzające znaczenie. U mnie był to powrót do domu z pracy połączony ze zmęczeniem. Więc w chwili, w której poczujesz chęć oddania się nawykowi zastanów się: gdzie jesteś? która jest godzina? jaki jest twój stan emocjonalny? kto jest wokół? jakie działania poprzedziły pragnienie?
Krok czwarty- miej plan.
Gdy już będziesz wiedział, co jest wskazówką, na czym polega zwyczaj i jaką w ten sposób dajesz sobie nagrodę może zmodyfikować swój nawyk. Gdy pojawi się wskazówka możesz zaplanować inne działania, które przyniosą ci nagrodę. Ja wracając do domu wiem, że pierwsze co zrobię to przygotuję sobie herbatę i w ciszy posiedzę w chwili myśląc o czymś przyjemnym. Po jakimś czasie to będzie mój nowy nawyk. Na początku zmiany nawyku może być trudno. Stary „lodówkowy” nawyk głęboko wrył się w ścieżki neuronowe w moim mózgu. Więc ćwiczenie nowego „herbacianego” nawyku trochę zajmie czasu. Na pewno też zdarzą się chwilę (większego zmęczenia , stresu) kiedy nie starczy mi siły woli do utrzymania się w zmianie i stary zwyczaj weźmie górę. Ale nie mam zamiaru mieć do siebie o to pretensję. Przecież taka jest natura ludzkiego mózgu – uczenie trwa pewien czas. Po prostu następnego dnia znowu zajmę się wdrażaniem nowego nawyku. W końcu przyjdzie czas, gdy nowy zwyczaj stanie się nawykiem.
Artur Brzeziński
fot. 20minutes.fr