Wilfried Bion, który był też wojskowymi walczył w I wojnie światowej, powiedział kiedyś, że dobry generał to taki który nie musi być zwycięski, nie musi być inteligentny, nie musi być nawet odważny, ale musi umieć myśleć pod ostrzałem. To jest doskonała metafora nie tylko na polu bitwy, ale w życiu, dlatego, że myślenie pod ostrzałem to myślenie w sytuacji, gdy w nas i wokół nas szaleją silne emocje (…). Zdolność myślenia pod ostrzałem nie niweluje lęku, lecz sprawia, że trudne przeżycia stają się bardziej znośne. Pozwala odróżnić lęk racjonalny – który ostrzega nas, że gdzieś jest niebezpiecznie, więc nie warto tam iść, trzeba więc podjąć konkretne działania, by zmniejszyć zagrożenie- od lęku prześladowczego, w którym wszystko jest rozkręcone, wszyscy są wrogami, więc działają w panice. To jest dostrzeganie własnego lęku, próba okiełznania go, ale również postrzeganie świata w sposób złożony, nie jednowymiarowy (…)
To jest to, z czym ludzie przychodzą do nas, psychoterapeutów, i czego próbujemy ich nauczyć. W sytuacjach niebezpiecznych, jak teraz, nasilają się różnego rodzaju psychozy, ale nie każdy lęk wymaga profesjonalnej pomocy. Jeśli człowiek ma świadomość, że łatwo ulega panice czy lękom prześladowczym, zwykle potrzebuje kontaktu z kimś, kto myśli spokojnie i z kim może porozmawiać. Kimś, kto się mniej boi. Niekoniecznie z terapeutą. Umysł, który sobie z czymś nie radzi, potrzebuje drugiego umysłu, który jest bardziej sprawny. Sam fakt, że się rozmawia z myślącym człowiekiem, już uspokaja – jak matka, która bierze dziecko na ręce lub siedzi przy nim, by oswoić lęk.
Zestresowani czymś ludzie często mówią, że wystarczyło z kimś pogadać, i niby nic się nie zmieniło, nadal czują lęk, ale zyskał on właściwe proporcje. Wiedzą, że w sytuacji zagrożenia terrorystycznego powinni być ostrożni, zwracać uwagę na otoczenie, ale niekoniecznie pakować się i uciekać na antypody. Nie chodzi o uspokajanie i wmawianie, że nic się nie dzieje, lecz poszerzenie perspektywy uwzględniającej nie tylko zagrożenia i lęk. Zresztą gdy wokół dzieją się złe rzeczy, ludzie, nawet obcy, zazwyczaj instynktownie garną się ku sobie, zbierają się, by porozmawiać. Jesteśmy ssakami i w zbiorowości innych ssaków nasze mózgi inaczej funkcjonują. Powstaje rodzaj matrycy, większego komputera, do którego można się podłączyć, a potem wrócić do siebie z poczuciem pokrzepienia. I to chyba najlepszy sposób, by nie ulec lękom w tym niełatwym czasie.
Danuta Golec, cały artykuł w: Tygodnik Powszechny 48/2015