Czy jest małżeństwo, w których małżonkowie nie złoszczą się na siebie?
Nie! Choć mogą się zdarzyć małżeństwa, w których jedno lub dwoje z małżonków nie daje sobie prawa do wyrażania (a czasem nawet do odczuwania) złości. Złość – jak każda inna emocja – to informacja dla nas i dla tych, którzy mają z nami do czynienia. O czym informuje nas doświadczanie złości? Coś dzieje się (lub myślimy, że dzieje się) lub będzie się działo nie zgodnie z tym, co dla nas jest ważne.
Śpieszysz się rano do pracy, a małżonek /nka właśnie sobie przypomniała o tym, że czegoś zapomniał/ła i miota się po domu w gorączkowych poszukiwaniach. Mieliście razem wyjść, wyjechać, czas mija, ty zaczynasz rozumieć, że się spóźnisz na ważne dla ciebie spotkanie i… rośnie w tobie złość. Zaczynasz gromić spojrzeniem, znacząco chrząkać, zmienionym głosem prosisz o pospieszenie się, mówisz coś złośliwego itd. – twoja złość jest widoczna dla innych. To dla nich informacja, że dzieje się coś, na co się nie zgadzasz.
To, co zrobisz ze swoją złością, jak ją wyrazisz i jak inni zareagują na to to już inna sprawa. Złości w relacjach małżeńskich nie można uniknąć, bo nie można uniknąć różnic. Dwoje osób to dwa różne światy – przekonania, sposoby działania, zwyczaje, podejście do życia, pomysły na wychowywanie dzieci, nawet poczucie czasu (dla ciebie 15 minut do terminu to już za późno, dla twojej /twojego partnera to jeszcze morze czasu…) . Ważne jest co z tą złością robimy. Tłumimy? Udajemy przed sobą i innymi, że „wszystko jest ok”? Przez jakiś czas można, a potem wybuchamy – na zewnątrz np. robiąc karczemną awanturę o nie pozmywane odpowiednio szybko naczynia lub do wewnątrz – zapadając na jedną licznych chorób psychosomatycznych.
Tłumiąc złość, unikając jej wyrażania nie dajemy też szansy naszemu partnerowi/partnerce zorientowania się, że „coś jest nie tak”. Wyrażanie złości to inna ważna kwestia. Uczymy się zazwyczaj tego w domach rodzinnych, potem dodajemy własne – nieświadome – modyfikacje. Możemy złość wyrażać w sposób niszczący relację – jawny (podniesionym głosem strasząc innych, mówiąc raniące słowa, grożąc i szantażując) i ukryty („foch” to właśnie bierne wyrażanie złości – „jestem na ciebie zły i za karę nie będę z tobą rozmawiał/ła, pokażę ci , jak cierpię, żebyś poczuł/ła poczucie winy, żebyś też cierpiał/ła…”).
Możemy też postąpić inaczej:
– dostrzec i uznać swoją złość,
– rozpoznać, z czego ta złość wynika (na co się nie zgadzamy),
– zastanowić się, na ile nasze przesłanki są dla nas prawdziwe i ważne (jak w przypadku powyżej: może jednak mamy dużo czasu, może spotkanie nie jest tak ważne, może możemy poprosić, aby ten ktoś poczekał…),
– podjąć decyzję, w którym momencie i jak wyrazić złość , np. takim „okrągłym” zdaniem : „Czuję złość, gdy tuż przed wyjściem zaczynasz czegoś szukać. Ważne jest dla mnie, abym zdążył/ła na czas i proszę, aby w przyszłości wziął/wzięła to pod uwagę”.
Brzmi to dość prosto, ale z emocjami– a zwłaszcza ze złością – właściwie to nic nie jest proste.Złość może nas porwać – i szybciej coś powiemy/zrobimy niż pomyślimy. To, że tak się dzieje często nie zależy od naszej woli, lecz od specyfiki funkcjonowania naszego mózgu. Niektórzy złoszczą się błyskawicznie, innym świat naprawdę mocno musi stanąć na odcisk, aby poczuli złość.
Czasem złość na świat i innych ludzi rośnie w nas od dawna – i bycie zezłoszczoną/zezłoszczonym to nasze „ustawienie domyślne”. Wówczas sami nie wiemy, co nas tak naprawdę złość.
Złość często przykrywa inną emocję– lęk. Boję się, że coś stracę i trudno mi uznać tę lęk(może jest zbyt straszny?) więc się złoszczę. Jest to dezorientujące w relacjach z innymi – widzą moją złość,odpowiadają złością, a my po prostu się boimy.
Złość może być związana z czymś innym niż aktualna sytuacja. Dzieje się coś, co w naszym umyśle kojarzy się z wydarzeniami, osobami w przeszłości – gdy złości(lub lęku) było szczególnie dużo – i wybuchamy teraz ,nieadekwatnie do bieżącej sytuacji i relacji. Szczególnie jest to trudne, gdy te skojarzenia następują nieświadomie. Wówczas sami jesteśmy zaskoczeni swoją reakcją. Oczywiście w ludzkiej naturze leży znajdowanie wyjaśnień dla swojego zachowania – więc jakieś aktualne uzasadnienie znajdziemy. Tyle, że siebie i innych wprowadzamy w błąd. I trudno nam jest coś świadomego zrobić z taką złością.
Swojej złości możemy się bać i za wszelką cenę unikać akceptacji, że jej doświadczamy. Wówczas nie możemy się bać złości innych i ustępować im, unikać ich.Nie upominamy się o swoje, nie bronimy swoich granic. To prędzej czy później spowoduje, że dopadnie nas smutek wobec refleksji, że nasze życie nie toczy się tak jak chcemy, że inni nie liczą się z nami…
Boimy się złości – swojej i innych zwłaszcza wtedy, gdy we wczesnych etapach swego życia byliśmy bezbronni wobec złości dorosłych. Teraz złość kojarzy się nam nieświadomie z zagrożeniem życia.
Złość możemy też lubić. Złość to energia, adrenalina wypełniająca żyły, poczucie siły i wpływu. Gdy się nie złościmy to tak jakbyśmy nie żyli. Otwarcie wyrażając złość możemy też kontrolować innych. Takie zachowanie z czasem prowadzi do samotności. Złością zrażamy innych do siebie, unikają nas, wycofują. Jeżeli tworzą jakieś relacje (najczęściej typowo „biznesowe”) to tylko dlatego, że się boją. Gdy przestaną się bać to odejdą lub się zemszczą…
A co ty myślisz o złości?
Czego o złości nauczyłaś/nauczyłeś się w swoim domu?
Kiedy jej doświadczasz?
Co dzieje się z twoim ciałem, gdy się złościsz?
Jak ją wyrażasz?
Jak to wpływa na twoje relacje?
Jak wpływa na osiąganie twoich celów?
Co bliscy myślą o twojej złości?
Zastanów się nad odpowiedziami na te pytania. Może coś ważnego zrozumiesz….
Artur Brzeziński
fot.: celicode.us