Wywieranie wrażenia na innych okiem psychologa Białystok

Co sobie inni o mnie pomyślą… – lęk społeczny i okolice

Zastanów się, na ile dotyczą ciebie poniższe opisy:

Często się denerwuję nawet podczas niezobowiązujących spotkań.

Zwykle nie czuję się swobodnie, kiedy przebywam w grupie ludzie, których nie znam.

Na ogół jestem zdenerwowany(a), rozmawiając z osobą posiadającą większą władzę.

Rzadko odczuwam niepokój w sytuacjach społecznych.

Te zdania to fragmenty Skali Lęku w Interakcjach Społecznych opracowanej przez M. Leary`ego – autora książki „Wywieranie wrażenia. Strategie autoprezentacji”. Twierdzi on, że obawa przed opinią innych ludzi jest naturalnym elementem ludzkiej psychiki. Jeżeli ktoś twierdzi, że w ogóle nie przejmuje się tym, co inni o nim myślą to: albo – tylko tak mówi (a czuje coś innego), albo – jest „odcięty” od swoich emocji (i nie wie, czuje), albo – sam przed sobą nie przyznaje się do swoich emocji (bo to byłoby dla niego zbyt trudne), albo – to trudniejszy przypadek – cierpi na jakieś zaburzenie osobowości.

Oczywiście mogą być także inne wyjaśnienia – ostatecznie nie ma dwóch takich samych ludzi i takich samych okoliczności. Tym nie mniej – jeśli przejmujesz się tym, co inni o tobie pomyślą – to wszystko jest w porządku. To nawet – z punktu widzenie spójności społecznej – bardzo dobrze. Wyobrażasz sobie, co by się działo, gdyby twoi sąsiedzi, współpracownicy, bliscy uznali, że znakomicie ich nie obchodzą twoje opinie na ich temat?

Jednak czasem „przejmowanie się tym, co sobie ludzie pomyślą” może osiągać poziom, który przeszkadza nam w osiąganiu naszych celów, w cieszeniu się życiem. Wyższy poziom lęku społecznego może powstrzymywać nas przed poznawaniem nowych ludzi, wchodzeniem w nowe sytuacje, prezentowaniem i bronieniem swojej racji. Zdarza się nam myśleć o sobie, że jesteśmy nieśmiali i właśnie z tej nieśmiałości trudno nam znaleźć partnera/partnerkę, domagać się dobrego traktowania od współpracowników, a nawet bliskich, podwyżki od szefa. Mamy wówczas żal i / lub złość do siebie, innych, „niedobrego świata”. Robi nam się smutno i jeszcze bardziej unikamy sytuacji, w których mielibyśmy zmierzyć się z wystawieniem się na opinię innych. Ratując się przed żalem, złością, smutkiem niektórzy z nas (a bardziej stereotypowo – „niektóre z nas”) „odlatują” w „rzeczywistość” seriali filmowych lub/i stosują najpewniejszy sposób poprawiania samopoczucia – dostarczając swojemu ciału duuużo cukru. Zdaje się taki pomysł na radzenie sobie z lękiem społecznym miała filmowa Bridget Jones. Jest oczywiście także – znowu stereotypowo myśląc – bardziej „męska” wersja radzenia sobie z lękiem – „kielich dla kurażu”. O szkodliwości takiego pomysłu już nawet nie warto pisać…

Wysoki poziom lęku społecznego może okazać się także niezdrowy i to dosłownie. Dla niektórych osób są pewne obszary ciała, których pokazywanie nawet w gabinecie lekarskim budzi niepokój. Z tego powodu – jak pokazują badania – część kobiet rezygnuje z badań szyjki macicy (a w skrajnej wersji w ogóle z wizyt u ginekologa) oraz mammografii. Mężczyznom może być z kolei trudno spotkać się sam na sam z proktologiem lub urologiem. Nie przeprowadzenie w porę badań może się zemścić – w najłagodniejszej wersji – dłuższym leczeniem.

Troska związana przejmowaniem się opinią innych może mieć także wpływ np. na bezpieczne uprawianie seksu. Wiele osób nie stosuje prezerwatyw, bo wstydzi się ich kupować (ach, te czujne spojrzenia pań aptekarek) i używać. Możemy się obawiać, że gdy po uroczym wieczorze (np. opera, kolacja przy świecach, itp., itd.) znajdziemy się w sytuacji intymnej i wyjmiemy prezerwatywę (i/lub poprosimy o jej użycie) to partner/partnerka poczuje się dotknięta brakiem zaufania, zacznie się zastanawiać, czy zawsze ze sobą nosimy prezerwatywy (a więc rozwiąźliśmy), czy cały ten wieczór nie był tylko sposobem na „zaciągnięcie jej/jego do łóżka”. Więc, aby „dobrze wypaść” nie korzystamy z prezerwatywy i… konsekwencji może być wiele.

Więc, co zrobić, aby mniej przejmować się tym, co „ludzie sobie pomyślą”?

Mark Leary przedstawia wzór na poziom lęku społecznego:

Ls = M x (1 – P)

gdzie : Ls to lęk społeczny, M to motywacja do zrobienia odpowiedniego wrażenia, P to szacowane przez daną osobę prawdopodobieństwo zrobienia odpowiedniego wrażenia. Wynika z niego, że im motywacja jest wyższa tym lęk społeczny większy. Warto więc zastanowić się:
– Co NAPRAWDĘ zależy od tego, co „ludzie sobie pomyślą”?
– co się NAPRAWDĘ może stać, gdy nawet „źle o nas pomyślą”?
– Dlaczego przejmujemy się tym?
– I czy w ogóle „ludzie będą o nas myśleć”?

Najczęściej jest tak, że każdy z nas jest tak skoncentrowany na sobie, że innych po prostu nie zauważamy. A jeżeli zauważymy to nie myślimy o nich. A jak już pomyślimy to wcale nie musimy zaczynać od krytyki. A jeżeli nawet krytycznie pomyślimy to tego nie powiemy (bo jeszcze by inni o nas pomyśleli , że jesteśmy czepialscy lub źle wychowani). A jeżeli nawet powiemy – to są to tylko słowa, które świadczą na nas, a nie o adresatach tych słów. Taka analiza może czasem pomóc w przekonaniu siebie, że po prostu „nie ma czego się bać”.

Lęk społeczny będzie mniejszy, gdy zmniejszymy M. Będzie też mniejszy (lub go w ogóle nie będzie) gdy zwiększymy P – czyli nabierzemy przekonania, że potrafimy robić dobre wrażenie.

Tutaj pomocne będą odpowiednie przygotowania przed stresującą sytuacją (garnitur i makijaż pomogą nam myśleć, że „odpowiednio” wypadniemy), prośba o opinię osoby, której ufamy (i która powie, że „dobrze wyglądamy” i „robimy pozytywne wrażenie”).
Przydatny będzie także trening. Może na pierwszej randce z ważną dla nas osobą będziemy potykać się o własne nogi i „zapomnimy języka w gębie”. Ale już na drugiej będzie lepiej – nasz mózg po prostu oswoi się z nową sytuacją. A po dwudziestu latach małżeństwa to już (prawie) całkiem bezpiecznie będziemy się czuć z tą osobą

Na stronie http://poradniacentrum.pl/fobia-spoleczna-leki-test-online/ jest dostępny test, który może służyć orientacyjnemu poznaniu poziomu swego lęku społecznego (choć i bez testów każdy ma swoje przekonanie na ten temat). Jeżeli uznamy, że lęk społeczny nam przeszkadza, to warto się nim poważniej zająć. Podyskutować ze swoimi myślami (choćby zadając sobie wskazane wyżej pytania), poćwiczyć – zaczynając od łatwych i krótkotrwałych sytuacji, w których tego lęku będzie stosunkowo niewiele. A jak to nie pomoże zawsze można skorzystać z pomocy psychoterapeuty.

Jeżeli nadamy swojemu lękowi społecznemu odpowiedni wymiar – okiełznamy go – to wówczas świat ludzi stanie się dla nas znacznie przyjemniejszym miejscem a to, co wydawało się nie do osiągnięcia, jest tuż tuż.

Artur Brzeziński

Mark Leary „Wywieranie wrażenia. Strategie autoprezentacji.” GWP 2017

fot. GWP

keyboard_arrow_up